Obudziłam się dzisiaj znacznie
wcześniej niż bym chciała. Wszystko przez Thalie. Ta koszmarna córka pana
Roentgena wierci się okropnie przez sen i nie daję porządnym ludziom spać! Ile
bym dała żeby mieć teraz wartę, ale Luke się uparł że na razie mam się uczyć
‘’na sucho’’ walczyć z potworami. Totalny debilizm! Najgorsze było jednak to że
Thalia się z nim zgadzała!
- To dla twojego dobra- mówiła Thalia
płaczliwym głosem- nie możesz na razie ryzykować! Jeszcze trochę poczekaj.
Jasne! Już miesiąc z nimi mieszkam i
podróżuję. Thalia uczy mnie walczyć ‘’na sucho’’ a Luke tłumaczy mi jak działa mgła i takie różne bzdety. Nie
wiem po co, bo przecież to wszystko jest dla mnie oczywiste. Wiadomym jest że
musi istnieć coś co maskuje potwory i podobne zjawiska przed oczami
śmiertelników skoro jeszcze nie domyślili się że coś takiego istnieje.
Czas spędzony z Thalią i Luke’iem to
najlepiej spędzony miesiąc mojego życia. Kiedy ich poznałam przestały mnie
dręczyć koszmary, dostałam sztylet do obrony i nie żywię się już stęchłymi
batonikami musli. Całkiem dobrze mi się żyje z nimi choć oboje są bardzo
denerwujący. Było bardzo spokojnie. Ale nic nie trwa wiecznie.
- Dziewczyny zbieramy się- powiedział
Luke wchodząc do naszej kryjówki numer 6.
- Co się dzieje - zapytała Thalia.
- Zbieramy się!- krzyknął
rozłoszczony i zaczął pakować dodatkowy plecak z żywnością. Popatrzyłam na
koleżankę. Ona opuściła wzrok, przełknęła głośno ślinę i zaczęła pakować
najważniejsze rzeczy. Od pewnego czasu oboje zachowywali się dziwnie. Mają
przede mną sekret którego nie chcą wyjawić. Mogło chodzić tylko o jedno.
- Coś nas namierzyło, tak?- zapytałam
prostując się patrząc to na Thalie to na
Luke’a.
- Annabeth- zaczęła błagalnie Thalia.
- Coś nas namierzyło a wy nie macie
odwagi mi o tym powiedzieć! Dla tego nie wychodziłam w poszukiwaniu jedzenia.
- Annie to nie tak- zaczął Luke
- Powiecie chociaż co to jest!?-
zapytałam czekając aż mi odpowiedzą ale nikt się nie odezwał.
- OK.- powiedziałam i zaczęłam
pakować swoje rzeczy.
- Annabeth posłuchaj- zaczął
spokojnie Luke ale mu przerwałam.
- Dobra ja jestem już gotowa, wy też
więc chyba możemy uciekać- szybko się odwróciłam plecami do reszty bo bałam się
że zobaczą moje łzy. Czułam że wszystko się sypie. Przypomniałam sobie moje
ostatnie noce w domu. Ostatnie trzy noce w domu mojego ojca. Momentalnie
zabolały mnie wszystkie ugryzienia pająków. Skóra pokryła się okropnymi czerwonymi
śladami po tych koszmarnych nocach. Kiedy podniosłam wzrok aż podskoczyłam ze
strachu. Z sufitu naszej kryjówki na cienkiej lince zsuwał się okropny pająk.
Nie wiedziałam dlaczego ale od pewnego czasu te obślizgłe stworzenia mnie nie
nękały. Spanikowana zaczęłam cofać się pod ścianę. W pewnym momencie upadłam i
zdarłam sobie trochę skóry z dłoni. Widziałam spojrzenia które posyłali mi Luke
i Thalia. Nie mogłam tego znieść, wstałam i dumnie uniosłam głowę. Wzięłam swój
plecak i nałożyłam go na plecy. A oni dalej na mnie patrzyli!
- Nie chcę przeszkadzać ,ale ponoć
mamy się wynosić z tej nory?- zapytałam powoli.
Jak na filmie który ktoś przewinął w
jednej minucie wydostaliśmy się z naszego domku. Kiedy w lesie nieopodal Luke i
Thalia z przodu zastanawiali się nad mapą ja zaobserwowałam coś dziwnego. Z
całego lasu zniknęły wszystkie insekty. Widocznie wiedziały coś o czym ja nie
wiem. Poczułam że coś wspina mi się na nogę. Odwróciłam się i z przerażeniem
stwierdziłam że na leśnej ścieżce za mną powoli i nieubłaganie idzie rządek
pająków, pajączków i ogromnych pajączysk.
-Thalia??!!!- Zapytałam drżącym
głosem.
-Nie teraz Annie- powiedziała nie
podnosząc nawet głowy z nad mapy.
-Thalia myślę że powinnaś to
zobaczyć- powiedział Luke z przestrachem w oczach podchodząc do mnie. Córka
pana piorunowego odwróciła się niechętnie i podniosła wzrok na stado pająków.
-
O bogowie!!
Za nami po ścieżce którą
podróżowaliśmy po lesie szły chyba wszystkie pająki z całej okolicy. Ogromne
hodowlane tarantule, zwykłe ogrodowe i kilka ogromnych przypominających pająki
z Harry’ego Pottera.
- Na drzewa!!- krzyknął Luke.
Wspięliśmy się na wysokie drzewa i czekaliśmy z przerażeniem aż zaczną się za
nami wtaczać na górę. One jednak nas ominęły i pomaszerowały dalej.
- One uciekają. Uciekają przed czymś-
powiedziałam. Ale co mogłoby być tak groźne że ogromne pająki biorą nogi za
pas??? Nagle usłyszeliśmy krzyk. Okropny krzyk jakiegoś chłopaka. Zobaczyliśmy
że ktoś szybko biegnie pomiędzy drzewami na których siedzieliśmy. Odwrócił się
przez ramię jakby chciał zobaczyć co go goni i wpadł prosto w drzewo na którym
siedziałam.
-Jeeeść!!!
Zapadła cisza. Nikt nie chciał być
tym który miał sprawdzić kto wpadł na drzewo.
-Luke, może się ruszysz????- zapytała
powoli Thalia.
-Dlaczego ja?- zapytał z oburzeniem.
-Bo inaczej ja pofatyguje się na
twoje drzewo- powiedziała. Miała zaciśnięte oczy, ale mogę się założyć że gdyby
nie miała rzuciłaby mu spojrzenie wściekłości nr.5.
Ruszył się wreszcie i powoli zaczął
schodzić na dół. Delikatnie postawił stopy na ziemi i podszedł pod moje drzewo.
Podkradł się pod nie i roześmiał się …
-Możecie schodzić dziewczyny-
powiedział chichotając.
Delikatnie zsunęłam się z drzewa i
przyjrzałam się temu czemuś.
-Czy to kozioł?- zapytała Thalia
marszcząc nos.
-Satyr!- powiedziałam oburzona.
-Co to za różnica, jeśli nie jest
przyjaźnie nastawiony- odburknęła
-Ach te dzieci Zeusa- wymruczałam pod
nosem. Usłyszałam że Thalia tez coś mruczy, ale zrozumiałam tylko ‘’dzieci
Ateny’’
Pod drzewem leżał skulony chłopak-satyr, miał
kręcone włosy, kozią bródkę i mnóstwo pryszczy. Wyglądał na starszego ode mnie.
- Co z nim robimy?- zapytał Luke.
- W ostateczności możemy przerobić go
na rękawice- powiedziała Thalia uruchamiając Egidę.
-Thalia!!!-krzyknęliśmy razem z
Lukiem.
- No co? Rękawice z kozła są ciepłe
Luke odchrząknął patrząc to na mnie
to na Thalie.
- Co??!! Aaa. To znaczy, to był żart- powiedziała uśmiechając się do
mnie.
Ale chyba uwaga o rękawiczkach
dotarła do chłopaka bo zbudził się. Potrząsnął głową i popatrzył na nas. Kiedy
zobaczył Thalie zrobił ogromne oczy.
- Mam na imię Luke, to jest Annabeth
a to jest…
-Meeee!! Meee!
I zapadła cisza….
- Czy on właśnie zaczął meczeć??-
zapytałam niedowierzając w to co usłyszałam. Chłopak pokrył się rumieńcem.
- Przepraszam, mam tak jak się
denerwuje. Jestem Grover i miło mi was poznać.- na chwilę się zaciął i nie
wiedział co powiedzieć- przepraszam na chwilę- wyciągnął z plecaka małą książkę
i latarkę, nawet po ciemku odczytałam tytuł.
- Przewodnik przewodnika, czyli jak wprowadzić
herosa na drogę wiodącą do śmierci- odczytałam na głos co trochę mi zajęło
- To bestseller, jest tu opisana
każda czynność i możliwość.
Postanowiliśmy się zdrzemnąć w lesie
i przyjąć Grovera do kompanii. Spędziliśmy wieczór na słuchaniu satyra cytującego
swoją książkę i opowiadającego o obozie.
-Chyba ci się nie przedstawiłam,
jestem ….
- Thalia- wpadł jej w słowo nasz kozi
przyjaciel.
- Skąd wiesz?- zapytała łapiąc egidę.
-Jesteś Thalia córka Zeusa, i właśnie
dlatego tutaj jestem.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz