Hej!

Endżoj !!!

wtorek, 5 kwietnia 2016

Rozdział 4. Rekawice z kozła są ciepłe.

    Wow już czwarty rozdział ;-) jestem z siebie dumna!!! Dziękuje za to że ktoś to czyta :-) (chyba...)






Obudziłam się dzisiaj znacznie wcześniej niż bym chciała. Wszystko przez Thalie. Ta koszmarna córka pana Roentgena wierci się okropnie przez sen i nie daję porządnym ludziom spać! Ile bym dała żeby mieć teraz wartę, ale Luke się uparł że na razie mam się uczyć ‘’na sucho’’ walczyć z potworami. Totalny debilizm! Najgorsze było jednak to że Thalia się z nim zgadzała!
- To dla twojego dobra- mówiła Thalia płaczliwym głosem- nie możesz na razie ryzykować! Jeszcze trochę poczekaj.
Jasne! Już miesiąc z nimi mieszkam i podróżuję. Thalia uczy mnie walczyć ‘’na sucho’’ a Luke tłumaczy  mi jak działa mgła i takie różne bzdety. Nie wiem po co, bo przecież to wszystko jest dla mnie oczywiste. Wiadomym jest że musi istnieć coś co maskuje potwory i podobne zjawiska przed oczami śmiertelników skoro jeszcze nie domyślili się że coś takiego istnieje.
Czas spędzony z Thalią i Luke’iem to najlepiej spędzony miesiąc mojego życia. Kiedy ich poznałam przestały mnie dręczyć koszmary, dostałam sztylet do obrony i nie żywię się już stęchłymi batonikami musli. Całkiem dobrze mi się żyje z nimi choć oboje są bardzo denerwujący. Było bardzo spokojnie. Ale nic nie trwa wiecznie.
- Dziewczyny zbieramy się- powiedział Luke wchodząc do naszej kryjówki numer 6.
- Co się dzieje - zapytała Thalia.
- Zbieramy się!- krzyknął rozłoszczony i zaczął pakować dodatkowy plecak z żywnością. Popatrzyłam na koleżankę. Ona opuściła wzrok, przełknęła głośno ślinę i zaczęła pakować najważniejsze rzeczy. Od pewnego czasu oboje zachowywali się dziwnie. Mają przede mną sekret którego nie chcą wyjawić. Mogło chodzić tylko o jedno.
- Coś nas namierzyło, tak?- zapytałam prostując się  patrząc to na Thalie to na Luke’a.
- Annabeth- zaczęła błagalnie Thalia.
- Coś nas namierzyło a wy nie macie odwagi mi o tym powiedzieć! Dla tego nie wychodziłam w poszukiwaniu jedzenia.
- Annie to nie tak- zaczął Luke
- Powiecie chociaż co to jest!?- zapytałam czekając aż mi odpowiedzą ale nikt się nie odezwał.
- OK.- powiedziałam i zaczęłam pakować swoje rzeczy.
- Annabeth posłuchaj- zaczął spokojnie Luke ale mu przerwałam.
- Dobra ja jestem już gotowa, wy też więc chyba możemy uciekać- szybko się odwróciłam plecami do reszty bo bałam się że zobaczą moje łzy. Czułam że wszystko się sypie. Przypomniałam sobie moje ostatnie noce w domu. Ostatnie trzy noce w domu mojego ojca. Momentalnie zabolały mnie wszystkie ugryzienia pająków. Skóra pokryła się okropnymi czerwonymi śladami po tych koszmarnych nocach. Kiedy podniosłam wzrok aż podskoczyłam ze strachu. Z sufitu naszej kryjówki na cienkiej lince zsuwał się okropny pająk. Nie wiedziałam dlaczego ale od pewnego czasu te obślizgłe stworzenia mnie nie nękały. Spanikowana zaczęłam cofać się pod ścianę. W pewnym momencie upadłam i zdarłam sobie trochę skóry z dłoni. Widziałam spojrzenia które posyłali mi Luke i Thalia. Nie mogłam tego znieść, wstałam i dumnie uniosłam głowę. Wzięłam swój plecak i nałożyłam go na plecy. A oni dalej na mnie patrzyli!
- Nie chcę przeszkadzać ,ale ponoć mamy się wynosić z tej nory?- zapytałam powoli.
Jak na filmie który ktoś przewinął w jednej minucie wydostaliśmy się z naszego domku. Kiedy w lesie nieopodal Luke i Thalia z przodu zastanawiali się nad mapą ja zaobserwowałam coś dziwnego. Z całego lasu zniknęły wszystkie insekty. Widocznie wiedziały coś o czym ja nie wiem. Poczułam że coś wspina mi się na nogę. Odwróciłam się i z przerażeniem stwierdziłam że na leśnej ścieżce za mną powoli i nieubłaganie idzie rządek pająków, pajączków i ogromnych pajączysk.
-Thalia??!!!- Zapytałam drżącym głosem.
-Nie teraz Annie- powiedziała nie podnosząc nawet głowy z nad mapy.
-Thalia myślę że powinnaś to zobaczyć- powiedział Luke z przestrachem w oczach podchodząc do mnie. Córka pana piorunowego odwróciła się niechętnie i podniosła wzrok na stado pająków.
-  O bogowie!!
Za nami po ścieżce którą podróżowaliśmy po lesie szły chyba wszystkie pająki z całej okolicy. Ogromne hodowlane tarantule, zwykłe ogrodowe i kilka ogromnych przypominających pająki z Harry’ego Pottera.
- Na drzewa!!- krzyknął Luke. Wspięliśmy się na wysokie drzewa i czekaliśmy z przerażeniem aż zaczną się za nami wtaczać na górę. One jednak nas ominęły i pomaszerowały dalej.
- One uciekają. Uciekają przed czymś- powiedziałam. Ale co mogłoby być tak groźne że ogromne pająki biorą nogi za pas??? Nagle usłyszeliśmy krzyk. Okropny krzyk jakiegoś chłopaka. Zobaczyliśmy że ktoś szybko biegnie pomiędzy drzewami na których siedzieliśmy. Odwrócił się przez ramię jakby chciał zobaczyć co go goni i wpadł prosto w drzewo na którym siedziałam.
-Jeeeść!!!  
Zapadła cisza. Nikt nie chciał być tym który miał sprawdzić kto wpadł na drzewo.
-Luke, może się ruszysz????- zapytała powoli Thalia.
-Dlaczego ja?- zapytał z oburzeniem.
-Bo inaczej ja pofatyguje się na twoje drzewo- powiedziała. Miała zaciśnięte oczy, ale mogę się założyć że gdyby nie miała rzuciłaby mu spojrzenie wściekłości nr.5.
Ruszył się wreszcie i powoli zaczął schodzić na dół. Delikatnie postawił stopy na ziemi i podszedł pod moje drzewo. Podkradł się pod nie i roześmiał się …
-Możecie schodzić dziewczyny- powiedział chichotając.
Delikatnie zsunęłam się z drzewa i przyjrzałam się temu czemuś.
-Czy to kozioł?- zapytała Thalia marszcząc nos.
-Satyr!- powiedziałam oburzona.
-Co to za różnica, jeśli nie jest przyjaźnie nastawiony- odburknęła
-Ach te dzieci Zeusa- wymruczałam pod nosem. Usłyszałam że Thalia tez coś mruczy, ale zrozumiałam tylko ‘’dzieci Ateny’’
 Pod drzewem leżał skulony chłopak-satyr, miał kręcone włosy, kozią bródkę i mnóstwo pryszczy. Wyglądał na starszego ode mnie.
- Co z nim robimy?- zapytał Luke.
- W ostateczności możemy przerobić go na rękawice- powiedziała Thalia uruchamiając Egidę.
-Thalia!!!-krzyknęliśmy razem z Lukiem.
- No co? Rękawice z kozła są ciepłe
Luke odchrząknął patrząc to na mnie to na Thalie.
- Co??!! Aaa. To znaczy, to  był żart- powiedziała uśmiechając się do mnie.
Ale chyba uwaga o rękawiczkach dotarła do chłopaka bo zbudził się. Potrząsnął głową i popatrzył na nas. Kiedy zobaczył Thalie zrobił ogromne oczy.
- Mam na imię Luke, to jest Annabeth a to jest…
-Meeee!! Meee!
I zapadła cisza….
- Czy on właśnie zaczął meczeć??- zapytałam niedowierzając w to co usłyszałam. Chłopak pokrył się rumieńcem.
- Przepraszam, mam tak jak się denerwuje. Jestem Grover i miło mi was poznać.- na chwilę się zaciął i nie wiedział co powiedzieć- przepraszam na chwilę- wyciągnął z plecaka małą książkę i latarkę, nawet po ciemku odczytałam tytuł.
- Przewodnik przewodnika, czyli jak wprowadzić herosa na drogę wiodącą do śmierci- odczytałam na głos co trochę mi zajęło
- To bestseller, jest tu opisana każda czynność i możliwość.
Postanowiliśmy się zdrzemnąć w lesie i przyjąć Grovera do kompanii. Spędziliśmy wieczór na słuchaniu satyra cytującego swoją książkę i opowiadającego o obozie.
-Chyba ci się nie przedstawiłam, jestem ….
- Thalia- wpadł jej w słowo nasz kozi przyjaciel.
- Skąd wiesz?- zapytała łapiąc egidę.
-Jesteś Thalia córka Zeusa, i właśnie dlatego tutaj jestem.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz