Hej!

Endżoj !!!

czwartek, 21 kwietnia 2016

Rozdział 10. Kronos i poobijane tyłki.



Rozdział dziesiąty.


Obóz był bardzo przestronny. Drzewa i pola truskawek przypominały jej rodzinny dom. Uwielbiała spacerować po nich w wolnym czasie ale teraz kiedy biegła do Wielkiego Domu wydawało jej się że nigdy tam nie dotrze. Serce skakało z radości kiedy wreszcie zobaczyła wyłaniający się zza drzew budynek. Wbiegła na wzgórze i wpadła na kogoś na werandzie.
- Uważaj jak łazisz!- znała ten głos. Spojrzała na niego.
- Lucas?
On natychmiast podał jej rękę i pomógł wstać. Tak dawno się nie widzieli.
- Chyba już zawsze będziesz na mnie wpadać- powiedział szczerząc zęby- Nie żeby mi to przeszkadzało
- Widziałeś Percy’ego? Nic mu nie jest?
Jeżeli Luke był rozczarowany to świetnie to zamaskował, ale czego innego mógł się spodziewać? On był jej chłopakiem a ona jego dziewczyną. Byli razem w Tartarze. Nie mogła z niego zrezygnować tak od razu. Musiał dać jej trochę czasu.
- Jest na górze i nic mu nie jest. Chyba wszyscy rzymianie już zdążyli złożyć mu życzenia szybkiego powrotu do zdrowia- spojrzał na nią z uśmiechem.
-Zaprowadzisz mnie do niego?
Uśmiech zgasł na jego twarzy.
- Przykro mi Annabeth ale Kate chyba by mnie za to pocięła na kawałki i nie pozwoliła pochować. Poza tym Twoje odwiedziny mogłyby pogorszyć jego stan.
Na werandzie właśnie pojawił się Nico di Angelo . Zatrzymał się i zmierzył Lucasa chłodnym spojrzeniem, popatrzył na Annabeth współczującym wzrokiem.
- Wyjdzie z tego- rzucił tylko i wszedł do Domu.
Annabeth była zrozpaczona. Wszyscy już chyba u niego byli. Wpuścili nawet rzymian a ona mogła tylko stać i czekać aż jej znajomi powiedzą jej cos więcej. Zachowywali się jakby to ona miała zabić jego przy najbliższym spotkaniu. Miała już tego wszystkiego dość. Koszmary, rozmowy które cichły kiedy wchodziła do domku, współczujące spojrzenia rzymian. Przeszła przez tyle wojen, stoczyła tyle bitw, żegnała tylu przyjaciół i teraz rozdzieloną ją z ukochanym.
Wszystko przez przepowiednie, wszystko przez bogów. Zrozumiała teraz dlaczego Luke Castellan związał się z Kronosem i to ją przeraziło. Czy byłaby gotowa oddać swoje ciało na przykład Gai?  To Percy zawsze był buntownikiem, ona zawsze miała szacunek do bogów. To on wysłał im głowę Meduzy nie ona, to on pogardził nieśmiertelnością nie ona,  on kazał przyrzec im na Styks że uznają wszystkie dzieci nie ona. Ale Luke tez nigdy nie występował ze swoja wrogością tak otwarcie. Już kiedy podróżowali Z Thalią nauczył się trzymać język za zębami.  A skoro nikt nie podejrzewał go o przymierze z wrogiem musiał już dawno zdecydować po czyjej stronie stoi i zawczasu budować swój kamuflaż. Czy gdyby ona sprzymierzyła się z Kronosem i Lukiem wygraliby? Oczami wyobraźni ujrzała siebie  potężną  i straszną. Siebie przy władzy. Może Silena i Beckenford by żyli. I Luke by żył, teraz już doskonale wiedziała że go nie kocha ale nadal był dla niej jak starszy brat. Miałaby wszystko oprócz Percy’ego. Chociaż mogłaby go przekonać. Jego i Grovera a może nawet cały obóz. Wiedziała że rzymianie by jej nie uwierzyli. Kronos pewnie by ich zabił. To by było straszne ale jakaś mała część jej cieszyłaby się z takiej sytuacji. Raz na zawsze pozbyliby się tej cywilizacji. Już nigdy więcej igrzysk, cesarzy, pretorów i augurów. W każdym razie przy chłodnej kalkulacji wyszłaby na plus. A teraz większość jej przyjaciół nie żyje, po jej ukochanym obozie chodzą rzymianie a jej własne rodzeństwo nie pozwala jej być szczęśliwą przy boku chłopaka. Straciła wszystko a w dodatku teraz może stracić również życie.
Przerwała ponure rozmyślania, wiedziała że takie myśli nie pomogą jej a raczej mogą tylko jeszcze bardziej zdołować. Życie nie jest fair i koniec. Teraz musi dostać się na górę do swojego chłopaka i wymyślić coś żeby wszyscy odpuścili z ta przepowiednią.
Jeden z jej problemów rozwiązał się sam. Nie zdążyła się jeszcze porządnie zastanowić jak przedrzeć się do swojego chłopaka bo oboje usłyszeli coś spadającego ze schodów. Tym czymś okazał się Percy. Spadając narobił dużo hałasu i chyba z całego szpitala nie obudziły się tylko dzieciaki Morfeusza. Lucas i Annabeth podbiegli jak mogli najszybciej do wyciągniętego na podłodze Perseusza Jacksona który masował swój poobijany tyłek.
- Co ty tutaj robisz?- wysyczał wściekły Lucas. Chyba nigdy jeszcze nie był tak zdenerwowany.
- Leże. Nie widać?- Percy powoli podniósł się z podłogi i popatrzył na Annabeth.- Przyszedłem zobaczyć się ze swoją dziewczyna
- Ja też- Annabeth przytuliła go pierwszy raz od kilku dni.
- Ty tez odwiedzasz swoją dziewczynę?!- Percy wydawał się być zaskoczony.
- Nie uderzyłeś się w głowę Jackson?- sarknął Luke- Przyszła do ciebie idioto.
- Przecież wiem.- powiedział Percy. Widać było jednak że odetchnął z ulgą.
- Musisz wiedzieć że nie będę szukała sobie dziewczyny.
- Bo mnie kochasz- uśmiechnął się Percy tuląc Annabeth jeszcze mocniej.
Annie której brakowało już powietrza wyślizgnęła się z niedźwiedziego uścisku swojego chłopaka.
- Wszystkie boją się zazdrosnego syna Posejdona

niedziela, 17 kwietnia 2016

Rozdział 9. Koszmary



Rozdział dziewiąty.



Biegła przez las, słyszała szum wody i krzyki. Ktoś wyraźnie wołał o pomoc. Była zmęczona, miała pełno zadrapań na całym ciele a z rany na czole leciała jej krew. W ręku miała Orkan. Upadała i przedzierała się przez cierniste krzaki. Nareszcie dotarła do osoby która wołała o pomoc. Podeszła bliżej i przyjrzała się małej postaci zwiniętej pod wielkim drzewem. Była młoda, miała na oko około czternastu lat. Długie jasnobrązowe kręcone włosy rozczochrane i brudne zasłaniały jej pół twarzy. Wyglądała na niedożywioną, zapadłe policzki i niezdrowa biała cera, ogromne wory pod oczami. Gdyby nie to byłaby dosyć ładna. Podniosła głowę i dopiero teraz mogła zobaczyć jej oczy. Patrzyły na nią ogromne niebieskie oczy koloru oceanu. Włosy zsunęły się jej z twarzy i zobaczyła że z ust leci jej krew. Miała na sobie poszarpane ciemne dżinsy i koszulkę która kiedyś była biała. Na ostatnim nie pobrudzonym skrawku materiału dostrzegła napis ROMA.
- Nie ufaj im- wyrzęziła, zaczęła kaszleć i zakrztusiła się krwią.

Annabeth obudziła cała oblana potem. Od kilku dni śniła tylko o tej dziewczynie. Raz znajdowała ją na dnie jeziora, raz przykrytą warstwą śniegu i powoli zamarzającą. Codziennie miała na sobie inną koszulkę i codziennie Annie budziła się w tym samym momencie. Była zagadką której nie potrafiła rozgryźć, najgorsze było to że codziennie zapominała o szczegółach i gdyby nie notatki i szybkie szkice nie wiedziałaby że raz dziewczyna miał w brzuchu miecz (miała wtedy na sobie koszulkę z Colosseum) albo że dostała bełtem z kuszy (koszulka z napisem Viva Italia). Ponieważ teraz jej jedynym obowiązkiem było się wysypiać mogła bez końca myśleć o martwej dziewczynie. Cały czas powtarzała tylko jedno zdanie. Żeby im nie ufać. Westchnęła z rezygnacją. Ucieszyła się kiedy usłyszała dźwięk konchy i pobiegła na kolację. Tylko wtedy jeszcze widywała Percy’ego. Oczywiście nie była przy swoim stoliku sama, siedział przy nim już cały domek. Zgarnęła na talerz kilka przysmaków i ustawiła się w kolejce do ofiary. Nawet tutaj jej rodzeństwo jej pilnowało i nie pozwoliło zbliżyć się do niej żadnemu rzymianinowi. Przywitała się z paroma kolegami wrzuciła jedzenie do ognia i wróciła do stolika.
Gdy tylko podeszła rodzeństwo przestało rozmawiać. Unieśli głowy i obserwowali jak siadała obok nich. W końcu zaczęło ją to denerwować.
- Czuje się dobrze nie musicie mnie tak obserwować- prychnęła wyzywająco w stronę Kate.
- Annabeth- jej twarz była poważna a głos niepewny- Zdarzył się mały wypadek- odchrząknęła i popatrzyła po rodzeństwie szukając wsparcia.
- Mały wypadek- powtórzyła Annabeth. Zaczęła się rozglądać. Nico siedziała sam przy stoliku Hadesa, Piper siedziała z dzieciakami Afrodyty. Byli wszyscy których znała i lubiła. Wszyscy oprócz jego. Gorączkowo przeczesywała wzrokiem tłum w poszukiwaniu znajomej czarnej czupryny.
- Percy spowodował wypadek.
                                 

Leżał na łóżku w Sali gdzie kilka dni temu spała Annabeth. Próbował przekonać uzdrowiciela że nic mu nie jest ale i tak zatrzymali go na obserwację. W odwiedziny do niego przyszli już chyba wszyscy rzymianie życząc mu powrotu do zdrowia a dzieci Wenus którym dzięki niemu nic się nie stało przepraszały go za zachowanie siostry. Sama winna weszła do Sali dopiero kiedy wszyscy już wyszli. Przepraszała i tłumaczyła że myślała że się w nim zakochała.
- Nie chciałam mówić tych rzeczy o Annabeth. Ja tylko…- zarumieniła się i wpatrzyła w podłogę- myślałam że czaromowa na ciebie podziała. Widziałam jak twoja koleżanka Piper jej używa. Nie wiedziałam że jesteś odporny- spojrzała na niego i zamrugała ze zdziwieniem. On też był zdziwiony, czy to możliwe żeby był odporny? Przecież zawsze na słowa Piper reagował jak inni. Nic już nie rozumiał. Na początku dowiedział się że Annabeth niedosypia potem że ktoś ją zabije a on jest w kręgu podejrzanych, teraz jest odporny na czaromowę. Tylko Annie mogła mu pomóc.
Nic nie odpowiedział. Dziewczyna tylko jeszcze raz przeprosiła i wyszła zostawiając go samego z myślami. Miał ADHD więc nawet normalnie trudno mu było się skupiać, a teraz było jeszcze gorzej. Leżał patrząc w sufit. Zastanawiał się czy Annie do niego przyjdzie. Przecież teraz kiedy leżał w Sali i był całkowicie bezsilny nie mógł jej zaatakować. Może Kate jej na to pozwoli. Miał tylko na to nadzieje.
W Sali było tak cicho że bez problemu słyszał kroki na korytarzu. Ktoś do niego szedł a on modlił się do wszystkich bogów żeby to była ona. Ktoś zapukał do drzwi.
- Jeżeli to jakiś rzymianin z życzeniami powrotu do zdrowia to dostarczę chyba Nico kolejnych zmarłych do pochowania.
Na szczęście okazało się że to nie był żaden rzymianin, zresztą Percy i tak nie miał siły żeby podnieść miecz.
- Dzięki że znajdujesz mi nowych klientów- w drzwiach stał Nico di Angelo  i uśmiechał się.- Śmierdzisz śmiercią na kilometr.
- To nowe perfumy- wychrypiał syn Posejdona.
- Jak się czujesz?- spytał z powagą i usiadł na krawędzi jego łóżka.
- Czuł bym się lepiej gdyby tutaj przyszła i mnie odwiedziła- Naprawdę czuł się zgnębiony, miał nadzieję że do niego przyjdzie.
- Ale ona tutaj jest-powiedział Nico ze zdziwieniem- stoi na dole rozmawia o tobie z Lucasem.
- Z Lucasem?!
Percy zerwał się z łóżka, zatoczył się i wybiegł na korytarz.
Nico nadal ze zdumieniem siedział na jego łóżku i zrozumiał że popełnił błąd.

wtorek, 12 kwietnia 2016

Rozdział 8. Annabeth juz nie ma.



Rozdział ósmy.



Chcę żebyście polubili mojego glonomóżdżka więc nie powiem co stało się po tym jak Percy dowiedział się że nie będzie mógł się do mnie zbliżać przez najbliższe 40 lat. Powiem tylko że sprzątania było dużo. Nie próbował się nawet kłócić z moją siostrą, zaraz po tym jak spowodował mały wypadek wybiegł z sali. Nikt nie chciał za nim pobiec. Wszyscy mieli grobowe miny oczywiście oprócz Lucasa.
 Był bardzo zadowolony. Nie miał żadnych złych zamiarów i wiedział że wcześniej czy później wszyscy się o tym przekonają. Myślał również że ponieważ sam był rzymianinem łatwiej mu będzie znaleźć zabójcę. Musiał tylko trochę się pospieszyć żeby nie prześcignął go ten konik morski od Neptuna. Choć zaraz po jego wyjściu wygoniła go z sali ta mała siostrzyczka mądralińskiej był pewny że kiedy usunie te przeszkody już nic nie będzie stało na drodze do Annabeth. Oczywiście tylko on wiedział o swoich planach, i choć Piper wydawała się go o coś podejrzewać wiedział że córka Wenus nie będzie drążyć. Piper naprawdę wyczuła coś dziwnego. Gdy tylko weszła do sali poczuła odór miłości. Nie taki który zazwyczaj wyczuwała w zakochanych parach. Wyczuła zaborczą, szaloną i wiecznie nienasyconą miłość która nie pachniała jak czekolada, śmierdziała mieszaniną zwiędłych kwiatów, zbyt dużej ilości męskich perfum i choć nie wiedziała dlaczego wyczuwała wymioty i tanie wino. Kate wzięła sobie do serca sen Rachel i choć bardzo bała się o życie siostry nie mogła się powstrzymać przed okrzykami radości kiedy powiedziała reszcie rodzeństwa o losie Annie. Nawet Malcolm który był bardzo przywiązany do niej powiedział że podejrzewał że tak to się skończy.
- Wiedziałem że tak czy inaczej Annie nie pojedzie do Rzymu- powiedział podczas przenoszenia jej do domku. Choć wszyscy zdawali się nie przejmować tym że Annie zostanie w obozie wzięli sobie do serca uwagę o tatuażu. Odmówili wspólnych zajęć i choć cały obóz próbował ich przekonać do zmiany decyzji wszyscy wiedzieli że dzieciaki dobrze wiedzą co robią. W tym również był problem, niektórzy uważali że skoro dzieci Ateny tak dobre w walce i inteligentne zdecydowały się nie mieć nic wspólnego z rzymianami musieli mieć powód. Wielu uważało że Ann była tylko i wyłącznie pretekstem do porzucenia zajęć ze strategii które prowadziły dla dzieci z Jupitera.
Percy który nauczał o morzach i bitwach morskich wyciskał z nich siódme poty.
- Jak to do cholery nie znasz naszych współrzędnych! Nie nauczyłeś się ich określać?! Spływaj z mojego statku bo cię z niego wypieprzę!
Nieświadomi niczego rzymianie bynajmniej nie czuli się dotknięci. Byli przyzwyczajeni do takich komend i traktowania. Zazwyczaj wykonywali polecenia i z chęcią przychodzili na wyznaczone kary które Percy dawał im codziennie. Z niecierpliwością czekali na następne zajęcia z nim, co jeszcze bardziej go denerwowało.
Właśnie szedł przed plażę w stronę domku gdy Jake chłopak od Apollona powiedział mu że ma jeszcze jedną grupę rzymian na dzisiaj. Ku jego irytacji grupa okazała się złożona tylko i wyłącznie z córeczek Wenus. Był zmęczony po dużej grupie dzieciaków od Aresa ( Marsa) którzy byli denerwujący jak greckie dzieciaki. Wiedział już czym skończy się ta lekcja. Dziewczyny będą błagały o to żeby móc się poopalać na pokładzie. Uśmiechnął się drwiąco. Wiedział jak zetrze im ten wodoodporny tusz do rzęs. Nie podejrzewał jednak jaką rewelacje mu przygotowały. Lekcje zaczął jak zwykle. Uwielbiał patrzeć jak biegali po pokładzie statku i próbowali zgadnąć jak go odcumować. Uwielbiał wtedy mówić że z grekami nie miał takich problemów. Choć nie wszyscy mieli Posejdona za ojca to wszyscy nawet dzieci Ateny mieli morze we krwi jak prawdziwi Grecy. Działało to genialnie. Wszyscy rzymianie napinali mięśnie i szukali jeszcze bardziej gorączkowo aż w końcu któryś z nich odgadł. Zdarzyło się jednak że na pierwszej lekcji z dziećmi Marsa nikt na to nie wpadł i Percy zadał im karę. Pletli nowe liny w kolorze różowym (o co się postarał). Chciał żeby nienawidzili i bali się jego i morza, żeby nie cierpieli kolejnych lekcji z nim.
Zdziwił się jednak bo poszło im  sprawniej  niż myślał. Nie pokazał po sobie jak bardzo jest niezadowolony ich dobrymi wynikami, wydawało mu się też głupie że banda pustych lalek może zostać postrachem mórz. Wypłynęli. Wszystkie starały się jak mogły najbardziej przez co Percy zadawał im coraz trudniejsze zadania. Słońce powoli zachodziło i myślał już tylko o swoim domku. Bał się że nie zdąży na kolację. Tylko tam jeszcze widywał Annabeth a jego stolik był bardzo blisko, mógł więc słyszeć jej głos a nawet widział jak na niego patrzy. Oboje byli zgnębieni. Percy czasami myślał o Tartarze. Przypominał sobie powietrze, wodę z Flegetonu i całą masę potworów, ale jednak był tam z Annabeth. Teraz przeżywał to samo ale już bez niej. Doskonale pamiętał kiedy się tak czuł. Dokładnie pamiętał pierwszy rok po przebudzeniu Thalii i utratę Annabeth. Przypomniał sobie białe pasmo we włosach które zostało im po trzymaniu nieba. Zaczął szukać go po całej głowie ale ze smutkiem stwierdził że już go nie ma. Obiecywał sobie sprawdzić dziś na kolacji czy u mądralińskiej tez zniknęło. Wpatrywał się w linie horyzontu i przypominał sobie wszystkie przygody które przeżył z nią.

 Nawet nie zauważył kiedy podeszła do niego jedna z dziewczyn. Miała blond włosy ale nie tak piękne jak Annie, brązowe oczy o wiele brzydsze od oczu które tak bardzo kochał. W porównaniu z Annabeth była brzydka.
- Cześć Percy- powiedziała trzepocząc rzęsami.
Zmierzył ją wzrokiem.
- Jak popłyniesz na greckiej tiremie, wylądujesz w Rzymie, spadniesz do Tartaru i z niego wyjdziesz zastanowię się nad tym czy będziesz mogła mówić mi po imieniu.
Nie wyglądała na zniechęconą. Podeszła bliżej i wspięła się na palce.
- Nikt nas nie zobaczy- wyszeptała mu do ucha. Jej rodzeństwo chichotało spoglądając na nią i kapitana ale Percy ich nie słyszał. W uszach słyszał ryk fal i wiedział jak się to skończy. Starał się opanować, w razie wypadku on by przeżył ale jego załoga nie.
- Już nie ma Annabeth, jesteśmy na całkowitym pustkowiu nie musimy się spieszyć- była wyraźnie zadowolona. Popatrzyła na fale. Były wysokie i z każdą chwilą przybliżały się do statku.
- Annabeth już nie ma.- powiedziała uspokajająco  patrząc z niepokojem na falę- Jesteś już wolny
Percy oszalał z wściekłości. 

sobota, 9 kwietnia 2016

Rozdział 7. Na pewno miał ręce!



Rozdział siódmy.


Kiedy obudziłam się rano, a może to było południe? Sama już nie wiem. Kiedy już otworzyłam oczy zobaczyłam jakiś rozmazany kształt. Ktoś nade mną stał. Jęknęłam. Od dawna nie spałam tak dobrze i nie chciałam teraz być budzona idiotycznymi pytaniami o mój stan. Przecież byłam tylko przemęczona! Przypomniałam sobie że nie zasnęłam na łóżku tylko na rękach i to wcale nie na rękach mojego chłopaka, tylko na rękach jakiegoś Lucasa który był… był rzymianinem! Syknęłam z furią. Ktoś się nade mną pochylił.
- Percy? To ty?- pytam nadal zachrypniętym głosem.
- Pudło- zaśmiał się Lucas.
No tak. Teraz zauważyłam że postać ma blond włosy. Usłyszałam dźwięk szurania krzesła i zobaczyłam nagły ruch. Ktoś do mnie podszedł i usłyszałam drżący szept nad twarzą.
- Annabeth?- spytał z ulgą Percy –Jak się czujesz?
- O bogowie!- zakrzyknęłam- Byłam tylko zmęczona, nic mi się nie stało.
- Tak, na pewno jest zdrowa- mówi ze śmiechem Piper. Pierwszy raz od naprawdę długiego czasu udało mi się zasnąć a oni patrzą na mnie jakbym od pasa w dół była sparaliżowana. Chyba każdego by to zdenerwowało. Ułożyłam się wygodniej na łóżku i rozejrzałam dookoła. Musiałam być w jednej z opuszczonych sypialni w Wielkim domu. Teraz przerobione zostały na sale szpitalne. Nie zdążyłam nic powiedzieć bo usłyszałam zza drzwi znajome głosy.
- Jeżeli nas nie wpuścisz to wybiję ci te białe ząbki!- wrzeszczała Kate. Westchnęłam z rezygnacją. Moje rodzeństwo już wiedziało, teraz już nikt z nich nie uwierzy mi kiedy będę próbowała przekonać ich że nie jestem ani trochę zmęczona nocnymi patrolami. Usłyszałam śmiech Thomasa, chłopaka od Apolla. Poczułam ulgę. Jeśli ktoś mógł by powstrzymać Kate to tylko i wyłącznie on.
- Ja muszę ją zobaczyć-powiedział ktoś z rozpaczą w głosie. Z trudem go rozpoznałam. To była Rachel.
- Annabeth już się obudziła- głos Thomasa był poważny- Możecie do niej wejść.
Ktoś otworzył drzwi i do mojej sali wbiegła Kate, Jim i Rachel. Wyrocznia miała łzy w oczach. Podbiegła do mnie, przepchnęła się przez Luka i Percy’ego i zaczęła drżącymi palcami dotykać mojej głowy jakby szukała rany.
- Dzięki bogom to się jeszcze nie zdarzyło- powiedziała i przytuliła mnie mocno.
- Co się nie zdarzyło?- spytała Piper. Ale nie otrzymała odpowiedzi bo Rachel nadal mnie tuliła – Uspokój się i powiedz co się nie stało.
Nagle chciałam powiedzieć jej że jestem spokojna i niestety nie mam pojęcia co się jeszcze nie stało gdy zdałam sobie sprawę że moja przyjaciółka używa czaromowy. Nienawidziłam kiedy tak robiła. Rachel puściła mnie i otarła łzy.
- Miałam sen- wyjaśniła łamiącym się głosem- była w nim Annie. Stała cała mokra, niedaleko był las. Była cała wybrudzona i zapłakana i… i patrzyła na kogoś z przerażeniem. Ten ktoś stał do mnie tyłem nie mogłam zobaczyć jego twarzy.- wbiła spojrzenie w okno- Ten chłopak uniósł miecz, zamachnął się – z jej gardła wyrwał się szloch- i ją… on ją- wyglądała jakby nie mogła wypowiedzieć ostatnich słów ale wszyscy wiedzieliśmy co było w jej śnie.
- Zabił mnie- powiedziałam bezbarwnym głosem. W pomieszczeniu zapadła głucha cisza, którą przerwała oczywiście Kate.
- Co z jego rękami?- zapytała.
- Na pewno je miał!- warknął Jim.
- Nie chodzi o to-powiedziałam zmęczonym głosem- Kate chodzi o tatuaż, czy napastnik miał tatuaż?
Rachel spojrzała na mnie
- Tak.
Percy zerwał się z krzesła i dopadł Lucasa.
- Wiedziałem- warknął patrząc na niego z furią- Nie zbliżaj się do niej! Słyszysz?!- krzyczał wbijając czubek miecz w miejsce serca Lucasa. On tylko uśmiechnął się z ironią i odpowiedział
- Nie tylko ja mam taki tatuaż. Mają go wszyscy rzymianie..
Chciał tymi słowami zranić Percy’ego. Dał mu do zrozumienia że choć on sam jest tutaj obcy to on też. Percy był grekiem ale czy jest nim teraz? Nawet gdyby udało mu się jakoś pozbyć się tatuażu to niesmak by pozostał. Chłopcy stali i mierzyli się spojrzeniami, Rachel nadal wpatrywała się w ścianę, przełykała nerwowo ślinę. Wiedziałam że nie lubiła przynosić złych wiadomości. Właśnie powiedziała mi że najprawdopodobniej umrę i to całkiem niedługo ale ja się tym nie przejęłam. Jeżeli mój glonomóżdżek mnie czegoś nauczył to tego żeby nie wierzyć do końca przepowiednią, nawet takim jasnym. Tylko Kate wydawała się zadowolona.
- Wszyscy wiemy co to oznacza- powiedziała z bladym uśmiechem- Annie teraz śpi potem przenosimy ją do domku i pilnujemy jej- powiedziała robiąc minę ‘babci Katherin’- Oczywiście nie może jechać do Rzymu ani w tym roku ani w następnym. Nie opuści obozu bez obstawy- mówiła patrząc na mnie ostrym wzrokiem- przynajmniej dopóki Rachel nie zadecyduje że nasza Ann nie jest podobna do tej w śnie. A ty rzymianinie nie wasz się do niej zbliżać.
Percy uśmiechnął się triumfująco
- Sorry stary. Z Kate nie możesz się kłócić
Jim i Kate wymienili znaczące spojrzenia.
- Ty Percy też się do niej nie zbliżysz.