Rozdział piąty
Jak zawsze obudził mnie Malcolm.
Obudził chyba cały domek swoimi krzykami. Westchnęłam. Jak co dzień śniło mu
się że oblał ostatni i najważniejszy egzamin. Wiercił się na łóżku i wrzeszczał
że poprawi.
- Jim bądź tak miły i go uderz- wymruczała
zaspana Kate. Czyli nie tylko ja już nie spałam. Usłyszałam głuchy plask i
zaskoczony krzyk. Jak co rano Malcom dostał po twarzy od Jima. Usłyszeliśmy
tylko potok przekleństw i Malcolm wygramolił się z łóżka.
- Nie musiałeś mnie bić- powiedział obruszony-
mogłeś mnie obudzić po ludzku. Przemoc nie jest najlepszym rozwiązaniem.
- Przemoc rodzi przemoc – zgodził się
z nim Jim.
Kate prychnęła jak rozjuszona kotka-
Sam go uderzyłeś!
- Ale ty mi kazałaś- wysyczał z
wściekłością Jimmy.
- A ty nie masz swojego mózgu? –
poderwała się na łóżku i teraz mierzyła go wzrokiem.
- Ale ty mnie o to prosiłaś. Jestem
dobrze wychowany i wiem co mam zrobić jeżeli ktoś mnie o coś poprosi!- on
również już siedział.
- Stawiam drachmę na Kate- wyszeptała
Judy.
- Dwie na Malcolma- odpowiedział
szeptem Thomas.
- Drachmę na to że będą zawody
łucznicze- wysyczała Emily.
- Pięć drachm i dyżur w kuchni na
Annabeth- powiedziała Emma znudzonym głosem.
Popatrzyłam na nich srogo.
- Nie powinniście się zakładać-
mruknęłam i uśmiechnęłam się szelmowsko- Przyjmuje- powiedziałam i wkrótce moje
rodzeństwo rzuciło mi swoje pieniądze.
Teraz Kate i Jimmy stali na środku
pokoju i mierzyli się wzrokiem.
- Zobaczymy czy będziesz taki pewny
na polu łuczniczym- warknęła- dzisiaj o południu, tylko my dwoje i Annie jako
sędzia.
- Lepsza siła argumentu niż argument
siły- powiedział Jim z szelmowskim uśmiechem na ustach. Wiedziałam jednak że
boi się podjąć wyzwanie. Kate była najlepszą łuczniczką z naszego rodzeństwa.
Tylko głupiec przystał by na taką propozycję. Kątem oka zauważyłam że Malcolm
się podnosi i staje obok Jima. Dwóch na jedną to nierówna walka. Szybko
podeszłam do Kate i usłyszałam jak wszyscy wciągnęli powietrze. Kłótnie Kate i
Jima były popularne i ciekawe ale jeśli ja i Malcolm bierzemy w nich udział
może polać się krew. Byliśmy najlepszymi demagogami w domku.
- Jim ma rację- powiedział Malcolm
ale zauważyłam że opadły mu ramiona i stracił pewność siebie kiedy zobaczył że
się zbliżam- mogliście mnie obudzić normalnie, nie widzę żadnego powodu
żebyście mieli przez to walczyć – powiedział spokojnym głosem ale kątem oka
patrzył w moją stronę- aczkolwiek uważam że Jim ma w pełni rację.
- W pełni ma rację – powtórzyłam
spokojnym głosem- wybacz Malcolm ale chyba wszyscy jak tu jesteśmy mamy własne
mózgi, i wszyscy bez wyjątku wyczuwamy zachowanie prawidłowe i nie prawidłowe.
Dlatego nie powinniśmy obarczać winą Kate- nadal mówiłam spokojnie- ani nie
jest temu winny Jim. Użycie przemocy w niektórych przypadkach jest uzasadnione.
Zrobiliśmy to tylko z obawy o naszą psychikę i nasze zdrowie. Twoje krzyki nie
wpływają na nas pozytywnie i jestem przekonana że na ciebie również.-
popatrzyłam na niego. On jedyny z naszego domku wyglądał na wypoczętego. Nie
miał podkrążonych oczu i grymasu na twarzy- Dlatego pytaniem nie jest czy Kate
albo Jim są winni, powinniśmy się zastanowić nad tym co zrobić abyśmy mogli być
spokojnie budzeni dźwiękiem konchy i wypoczęci i pełni nadziei spoglądać na
perspektywę całego dnia morderczego treningu- zakończyłam z uśmiechem. Jako
dzieci Ateny przyzwyczailiśmy się do takich sporów. Potrafiliśmy obradować o
wszystkim, o tym kto nie sprząta po sobie łazienki, kto nie podlał naszych
roślinek (Platona, Arystotelesa i Sokratesa), jednak najgorszym i najkrwawszym
starciem było kłótnia o tajny schowek z masłem orzechowym. W podziemnych
pokojach naszego domku gdzie mieściła się kwatera główna strategów stała mała
przenośna lodówka zabezpieczona zamkiem nie do wyłamania który zamówiliśmy u
Hefajstosa. Składaliśmy w niej zapas masła orzechowego, a ktoś (do dziś nie
wiadomo kto) wykradł go nam. Podejrzenia padły na domek Hefajstosa i Hermesa.
Wiele razy je przeszukaliśmy oczywiście bez wiedzy mieszkańców. Ale nigdzie nie
widać było śladów masła. Zapanowała panika i byliśmy na skraju wszczęcia wojny
ale nagle w obozie pojawił się Percy i musiałam wyjechać na misję, a mój domek
nie zaatakowałby bez dowódcy. Westchnęłam. Wkrótce będą musieli się nauczyć bo za
rok wyjeżdżam do nowego Rzymu na studia. Nadal nie wiedziałam czy podjęłam
dobrą decyzję, a moje rodzeństwo mi w tym nie pomagało. Kiedy znudziły im się
kłótnie Kate i Jima o wszystko zaczęli zabawiać się wymyślając potworne rzeczy
które mogłyby mi się przydarzyć w rzymskim mieście. Prześcigali się w wymysłach
o krwiożerczych wykładowcach, o zamknięciu mnie w lochach\więzieniu\zakładzie
dla umysłowo chorych. Uśmiechali się przy tym ale wiedziałam że boją się że ich
przepowiednie się spełnią. Rachel skarżyła się że moje rodzeństwo zasypuje ją
pytaniami o moją przyszłość, a ona choć bardzo chce nic nie może zobaczyć i to
doprowadza ją do płaczu. Od czasu pokonania Gai całe moje rodzeństwo zastanawia
się tylko co mnie spotka w nowym wiecznym mieście. Najgorsza rzecz jaka mnie
spotyka to szepty które ustają gdy wchodzę do domku. Ludzie z mojego domku mruczą
do siebie że nie mogą puścić najlepszego dowódcy do tych kłamliwych rzymian.
Chodź zmieniłam zdanie co do kilku z nich nadal czułam nieprzyjemny niepokój w
okolicach żołądka. Nie mogłam pozbyć się wrażenia że mają rację nie chcąc mieć
z nimi do czynienia. Oczywiście skrzętnie ukrywali swoje myśli przed Chejronem
i rzymianami, a nawet Percy nie zauważył nieprzychylnych spojrzeń rzucanych w
stronę jego ramienia z rzymskim tatuażem. W tajemnicy nazywali ich krowami albo
bydłem bo jak oni byli oznaczeni na całe życie. Nie chciałam na nich donieść
sama nie wiem dlaczego. Może czułam że mieli rację. Nie chciałam opuszczać
obozu ale Percy tak bardzo tego pragnął że nie mogłam tego nie zrobić. Nie chciałam
go stracić. Nie znowu. Potrząsnęłam
głową. Nie mogę o tym myśleć w ten sposób, a moim ważniejszym teraz problemem
jest Malcolm i jego egzamin. Uśmiechnęłam się pod nosem i zaraz skrzywiłam bo
zobaczyłam że Kate i Jim znowu się kłócą. To będą długie wakacje.
- Cześć- uśmiechnęła się Emma –
przyszłam po moją wygraną.
Uśmiechnęłam się w odpowiedzi i
rzuciłam jej dziewięć złotych drachm. Zadowolona odeszła do łazienki
uszczęśliwiona perspektywą dnia bez dyżuru w kuchni.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz