Rozdział 12.
Dzisiaj nikt z domku Ateny nie
napadnie na Malcolma. Niemal z radością obudzili się na dźwięk jego krzyku.
Nawet Kate nie miała ochoty go uderzyć. A Annabeth chyba od tygodnia nie spała
tak dobrze. Koszmary przestały ją dręczyć i już nie musiała zastanawiać się nad
tym kim ta dziewczyna jest. Ogólnie same plusy! Do śniadania zostało jakieś trzy godziny.
- Wyjątkowo później zacząłem dzisiaj
krzyczeć prawda?- z uśmiechem zapytał Malcolm.
- Jest godzina piąta.- Jim spojrzał
na zegarek z którym nigdy się nie rozstawał, miał świra na punkcie
punktualności.
- Dobra robota stary- wymamrotała
Kate przeciągając się.
Annie uśmiechnęła się na wspomnienie pierwszych dni tej dwójki na obozie. Doskonale
pamiętała jak Jim i Kate dołączyli. Kate
pochodzi z Bostonu a Jim z Nowego Jorku więc można powiedzieć że nienawiść do
siebie wchłonęli razem z nieświeżym powietrzem. Cicho wyślizgnęła się z łóżka i
porwała jakieś ciuchy. Delikatnie i na palcach zaczęła iść w stronę łazienki
kiedy nagle poczuła pęd powietrza i zobaczyła Judy która przemknęła obok niej i
zatrzasnęła jej drzwi przed nosem. Zniecierpliwiona walnęła w drzwi ręką.
- Pospiesz się Judy!
- A ty Annabeth gdzie się tak
śpieszysz?
Cholerka. Odwróciła się powoli w
stronę rodzeństwa.
- Pomyślałam że mogę odwiedzić nową-
odchrząknęła- chcę odwiedzić Elizabeth.
- My też chcemy- Emma wyskoczyła z
łóżka. Cicho westchnęła. No to z sekretną rozmowa o snach można się pożegnać.
- Em może na początku Annie sama
powinna do niej pójść. Moglibyśmy wystraszyć nową kiedy wpakowalibyśmy się do
jej Sali i oświadczyli że jesteśmy jej rodzeństwem. – powiedziała Emily.
Annabeth bezgłośnie podziękowała z
uśmiechem odwróciła się do drzwi łazienki.
- Myślę że ja Malcolm i Jim też z
tobą pójdziemy. Popilnujemy cię- Kate już stała i nakładała buty.
Tego było już za wiele.
Annabeth wrzasnęła- To ja jestem
grupową i jeżeli ja mówię że pójdę sama to pójdę sama do jasnej cholery! Kate
ty miałaś sprawdzić stan uzbrojenia obozu, a ty Malcolm miałeś ułożyć grafik
zajęć ! już nie wspomnę o Jimie który miał znaleźć sojuszników do bitwy o
sztandar. Emily, Emma i Judy macie zajęcia za kilka godzin, przygotujcie się do
nich.
Weszła przez otwarte drzwi łazienki z
której właśnie wyszła Judy.
- Co się stało?- zapytała niepewna.
- Stara Annabeth wróciła- powiedziała
z uśmiechem Kate.
…
Obóz o piątej rano nie wyglądał jak
zawsze. Wszystko wydawało się jeszcze spać. Annie szła powoli do wielkiego
domu. Zastanawiała się czy Elizabeth- dziewczyna która wczoraj dotarła do obozu
już wstała. Choć nikt normalny nie wstałby o tak wczesnej porze mądralińska
czuła że jej siostra też nie mogła doczekać się spotkania.
Domek Apolla cały ze złota świecił się cały
odbijając promienie słoneczne a trawa na dachu domku Demeter kołysała się
powoli smagana wiatrem. Tylko z domku Hermesa dobiegały jakieś dźwięki.
Annabeth uśmiechnęła się. Travis i Connor zawsze mieli dużo rodzeństwa, a ich
domek zawsze był przepełniony. Westchnęła.
- Trzeba będzie wziąć się za remont.
- Nasz domek chyba nie wygląda tak
źle?- Connor jak zwykle pojawił się znikąd. To zaczynało powoli denerwować.
- Nie jest wam tak chociaż trochę
ciasno?
- Nie powiem że lubię budzić się z
ręką w buzi brata- Travis zeskoczył z drzewa obok.
- Wkładasz mi rękę do buzi jak
śpię?!- wrzasnął Connor.
- Ej chłopcy, zostawmy ten temat na
później co?- Annabeth podrapała się po głowie- A tak właściwie to co wy tu
robicie? Jest tak wcześnie a wy normalnie śpicie do południa.
- Tak źle nas oceniasz?- parsknął
Travis.
- Poważnie pytam.
- Wyszliśmy rano popilnować dostawy.
- Popilnować dostawy. Tak z własnej
woli co?
- No dobra, potrzebujemy trochę
rzeczy z magazynu.
- A tak dokładnie pięciu litrów
różowej farby, kilka lalek barbie, kilku rolek taśmy i paru takich dupereli-
uśmiechnął się Connor.
- Czuje że nie chcę wiedzieć co
knujecie- westchnęła Annie.
- Tak trzymaj pani strateg- Travis i
Connor odbiegli ze śmiechem w stronę magazynu.
- Hej! Jakby co to was nie widziałam
,a wy nie widzieliście mnie. OK.?
- Jasna sprawa- odkrzyknął Travis.
Annabeth skrzywiła się.
- Chyba będę tego żałować.
Obóz powoli się ocieplał. Dzieciaki
Apolla zaczęły powoli wstawać. Jeśli słońce wstało to oni też musieli, uroki
bycia dzieckiem boga słońca. Za kolejnym zakrętem Annie ujrzała fasadę
Wielkiego domu. Podekscytowana wbiegła
po schodach i poleciała prosto do Sali swojej siostry. Gdy weszła zobaczyła
Elizabeth, siedziała już na łóżku jakby na nią czekała.
- Cześć- powiedziała.
- Cześć- odchrząknęła- Chciałabym z
tobą porozmawiać.
- Annabeth ja też chciałabym z tobą
porozmawiać- popatrzyła jej w oczy- ja widziałam cię w snach.
- Ja widziałam ciebie. To normalne
dla półbogów. Widzimy przyszłość czasem przeszłość i oczywiście teraźniejszość.
Przekazujemy sobie tak informację.
Elizabeth zmarszczyła brwi- Ty nie
mówiłaś nic.
- A ty tak.
- Co takiego mówiłam?- Lizy
przysunęła się do Annabeth zaciekawiona.
- Mówiłaś żeby im nie ufać.