Hej!

Endżoj !!!

środa, 23 listopada 2016

Rozdział 30. Zmiany.

tym razem znowu wracamy do Annabeth na troszeczkę ;-)



Rozdział 30.



- Wiedziałam że nasz kolega Bryan ma pieniądze ale nie sądziłam że aż tyle- stwierdziła Elizabeth przeglądając z zaciekawieniem jego portfel.
- Gdybym miała tyle kasy w życiu nie zostawiła bym komuś mojej portmonetki.
- Najciekawsze jest to że nawet nic mu nie zrobiliśmy. Kulturalnie się przywitaliśmy ze starym znajomym i poprosiliśmy go o pożyczeniu paru dolców a on już zostawia nam wszystkie pieniądze.
- I dokumenty. I karty kredytowe których nawiasem mówiąc ma dużo- dodała Lizie.
- Widocznie ma chłopak gest.- stwierdziła Mary.
- Już nie przeszkadza ci źródło naszych dochodów, co Mary?- zaśmiał się Will.
- To co innego- zaperzyła się młoda Irlandka- On sam zostawił nam pieniądze.
- Tak, to wielka różnica- Lizie przewróciła oczami.
- Mniejsza z tym. Mamy pociąg do złapania więc lepiej się ruszmy. Ile mamy stacji do przejechania?
- A czy to ważne?- westchnęła Elizabeth- wysiądziemy na ostatniej platformie.
- To nie pasuje mi do planu działania dzieci Ateny.- pokręcił głową Will.
- Chcesz żebyśmy najechali tę stację ze wsparciem kawalerii i ciężkiego sprzętu oblężniczego?- spytała z niedowierzaniem córka Ateny.
- Coś w tym stylu. Tak byłoby bardziej spektakularnie.
Elizabeth westchnęła.- Ale wiesz że nas jest tylko trójka i nie możemy raczej liczyć na pomoc z obozu, prawda?
- I tak uważam że plan z kawalerią byłby lepszy.
Lizie i Mary wymieniły spojrzenia i westchnęły w tym samym momencie.
- Chodźmy już na ten pociąg.

Obóz, ten sam czas…



Rozmowy ucichły kiedy tylko Annabeth weszła do domku.
- Hej, spokojnie możecie przy mnie rozmawiać.
Jej rodzeństwo wymieniło zaniepokojone spojrzenia. Kate odchrząknęła nerwowo i powoli podniosła wzrok na swoją starszą siostrę.
- Zastanawialiśmy się…, myśleliśmy że może Lizie, Will i Mary… że oni...
-Głęboki wdech Kate, spokojnie ja nie gryzę.- uśmiechnęła się Annie.
- Może oni poszli w ślady Luka?
- Co mam przez to rozumieć?- spokojnie spytała Annabeth. Nie był to jednak spokój świadczący o opanowaniu, był to spokój świadczący o tym że ktoś jest na skraju wybuchu. Przysłowiowa cisza przed burzą.

- Nikt z nich nie miał łatwego życia. Nie widują się z rodziną bo podróż do Europy może być dla nich bardzo niebezpieczna. Może zbuntowali się przeciwko bogom.
- Na jakiej podstawie tak twierdzicie?- głos Annie delikatnie się załamał.
- Annabeth, wiemy tylko że nic nie wiemy. Wyrocznia nie działa, a przynajmniej mamy taką nadzieję. Grupa ratunkowa nie znalazła nic w lesie oprócz zgliszczy domu spalonego greckim ogniem. Wiemy natomiast że oni sami wyszli z obozu i nie chcą być znalezieni i że muszą zrobić coś dla nich ważnego.
Annabeth zmarszczyła czoło głęboko zastanawiając się nad słowami swojej siostry - Racja, nie wiemy co chcą zrobić. Musimy być przygotowani na najgorsze ale i tak nie wierzę w to że oni zbuntowali się przeciwko bogom. Po co? Co chcą osiągnąć? Myślicie że chcą żeby następne pokolenie doszło do władzy? Chcą być nieśmiertelni? Jak będą zbierać sojuszników? Kto im pomoże?- popatrzyła po zgromadzonym rodzeństwie.- Mimo wszystko musimy być przygotowani na najgorsze. Nie rozgłaszajcie naszych podejrzeń, nie chcemy plotek. Musimy wiedzieć o wszystkich podejrzanie się zachowujących się herosach, musimy zrobić listę osób z którymi mogą utrzymywać kontakt. Na wszelki wypadek zabezpieczymy wejście do labiryntu przy obozie. Musimy wiedzieć o wszystkich osobach które będą choćby zbliżały się do lasu. Przeprowadzimy inspekcję naszego oręża i zaplanujemy parę scenariuszy bitew z przewagą liczebną i bez, na wszelki wypadek zaplanujemy ucieczkę. Musimy wiedzieć jak wezwać pomoc, poinformować obóz Jupiter o ataku i monitorowa dziwne wydarzenia nie tylko w USA  ale na całym świecie.- Annie westchnęła- Mamy dużo roboty i wszystko musimy zrobić w trybie ninja.

Jej rodzeństwo pokiwało w milczeniu głowami. Czekały ich smutne i gruntowne zmiany.


niedziela, 20 listopada 2016

Rozdział 29. Przyjacielska pożyczka.



Rozdział 29.



- No to wracamy do obozu tak?
Troje herosów stało przy planie stacji nowojorskiego metra. Pod opuszczenia bezpiecznego obozu minął już dzień mimo to udało im się przeżyć bez narażania życia.
- Zdurniałeś?!- z oburzeniem zawołała Elizabeth- Nie po to tłukliśmy się przez las żeby tam wrócić. Poza tym Chejron zamknąłby nas za to w piwnicy do końca roku…
- Czyli jednym zdaniem, Nie możemy wrócić- westchnęła Mary ziewając.- W takim razie musimy obmyślić plan.
- Może po prostu pokręćmy się po mieście, najlepiej po tych ciemnych zaułkach zapomnianych przez bogów i śmierdzących spelunkach. Jeżeli my ich nie znajdziemy to prędzej czy później oni znajdą nas.
- No i widzisz Will. Czasami się na coś przydasz- Lizie poczochrała już i tak nieporządne włosy chłopaka. Wyglądało to dosyć komicznie bo musiała przy tym stanąć na palcach.
- No to jak to robimy?
- Musimy sprawdzić która z tych linii prowadzi najdalej.- zaczęła córka Ateny skupiając się na misji.- wygląda na to że to ta.- wskazała palcem na grubą czerwoną linię przechodzącą przez prawie całą mapę.- Jesteśmy tu.
- Spostrzegawcze spostrzeżenie, zwłaszcza jeżeli nasz punkt jest zaznaczony- uśmiechnął się Will pukając palcem w dużą kropkę opatrzoną podpisem ‘’TUTAJ JESTEŚ’’
- Ty jednak do niczego się nie przydajesz- wymruczała Lizie  posyłając mu zabójcze spojrzenie które mogłoby sprawić że minotaur padł by trupem. Tak pewnie też stało by się z synem Hermesa gdyby nie szeroki uśmiech Lizie który bądź co bądź popsuł efekt końcowy.
- Musimy wsiąść do metra i dojechać do końca linii. Proste.
- Jest tylko jeden mały problem.- zaczęła Mary.
- Jaki?- spytała Elizabeth marszcząc brwi.
- Nie mamy pieniędzy.
- Może ja się na coś przydam- uśmiechnął się syn Hermesa.
Elizabeth jęknęła.


- Nie.
- No ale..
- Nie.
-Proszę.
- Nie!
- Tylko parę dolców!
- Powiedz mu coś Elizabeth!
Mary i Will od dłuższego czasu kłócili się o parę dolców a raczej o to czy Will może je ukraść. Mary miała bardzo głęboko zakorzenione poczucie sprawiedliwości i po prostu nie mogła znieść że jej przyjaciel ukradnie pieniądze z których ona co gorsza później skorzysta. Will natomiast nie miał ‘’zbędnych’’ według niego za hamowań nazywanych przez innych wyrzutami sumienia. Twierdził że po pierwsze suma nie jest za duża a po drugie oni potrzebują tych pieniędzy o wiele bardziej.
- To może wybierzemy jakiegoś nadmuchanego biznesmena która jest złym człowiekiem i nawet nie zauważy że znikną mu pieniądze?- delikatnie wtrąciła Lizie.
- Brzmi jak plan- stwierdził William.
- Kategoryczne nie!- zaperzyła się Mary.- Skąd możemy wiedzieć że jest zły? Jeśli jest bogaty to sam sobie na to zapracował! To niesprawiedliwe!
Elizabeth westchnęła. Nie miała pojęcia jak wybrnąć z tej sytuacji. Rozważała już nawet samodzielną próbę okradzenia kogoś i postawienia Mary przed faktem dokonanym.
- Spójrzcie dziewczyny- Will uśmiechnął się wrednie- tego pana to chyba znamy. Czyżby był to nasz Bryan?
Faktycznie, niedaleko grupy herosów stał samotnie dres którego spotkali już na swojej drodze. Jego wygląd nie różnił się niczym nie licząc licznych otarć, siniaków i okularów przeciwsłonecznych które nosił aby zakryć podbite oko.
- Hej Bryan!- zawołał Will. Biedny chłopak słysząc swoje imię odwrócił się szybko w stronę schodów prowadzących na powierzchnie.
- Nie tak szybko stary.- Will stał już obok niego, jeden z wielu talentów dzieci Hermesa.- Co ci się stało w oko?
- Przewróciłem się i uderzyłem o drzwi…
- Kilka razy- zauważyła Mary patrząc na jego ślady.
- Musisz mieć bardzo agresywne drzwi- przyznała Lizie.
- Czego chcecie?
- Przyjacielskiej pożyczki- wyszczerzył się Will.