Rozdział 30.
- Wiedziałam że nasz kolega Bryan ma
pieniądze ale nie sądziłam że aż tyle- stwierdziła Elizabeth przeglądając z
zaciekawieniem jego portfel.
- Gdybym miała tyle kasy w życiu nie
zostawiła bym komuś mojej portmonetki.
- Najciekawsze jest to że nawet nic
mu nie zrobiliśmy. Kulturalnie się przywitaliśmy ze starym znajomym i
poprosiliśmy go o pożyczeniu paru dolców a on już zostawia nam wszystkie
pieniądze.
- I dokumenty. I karty kredytowe
których nawiasem mówiąc ma dużo- dodała Lizie.
- Widocznie ma chłopak gest.-
stwierdziła Mary.
- Już nie przeszkadza ci źródło
naszych dochodów, co Mary?- zaśmiał się Will.
- To co innego- zaperzyła się młoda
Irlandka- On sam zostawił nam pieniądze.
- Tak, to wielka różnica- Lizie
przewróciła oczami.
- Mniejsza z tym. Mamy pociąg do
złapania więc lepiej się ruszmy. Ile mamy stacji do przejechania?
- A czy to ważne?- westchnęła
Elizabeth- wysiądziemy na ostatniej platformie.
- To nie pasuje mi do planu działania
dzieci Ateny.- pokręcił głową Will.
- Chcesz żebyśmy najechali tę stację
ze wsparciem kawalerii i ciężkiego sprzętu oblężniczego?- spytała z
niedowierzaniem córka Ateny.
- Coś w tym stylu. Tak byłoby
bardziej spektakularnie.
Elizabeth westchnęła.- Ale wiesz że
nas jest tylko trójka i nie możemy raczej liczyć na pomoc z obozu, prawda?
- I tak uważam że plan z kawalerią
byłby lepszy.
Lizie i Mary wymieniły spojrzenia i
westchnęły w tym samym momencie.
- Chodźmy już na ten pociąg.
Obóz, ten sam czas…
Rozmowy ucichły kiedy tylko Annabeth
weszła do domku.
- Hej, spokojnie możecie przy mnie
rozmawiać.
Jej rodzeństwo wymieniło
zaniepokojone spojrzenia. Kate odchrząknęła nerwowo i powoli podniosła wzrok na
swoją starszą siostrę.
- Zastanawialiśmy się…, myśleliśmy że
może Lizie, Will i Mary… że oni...
-Głęboki wdech Kate, spokojnie ja nie
gryzę.- uśmiechnęła się Annie.
- Może oni poszli w ślady Luka?
- Co mam przez to rozumieć?-
spokojnie spytała Annabeth. Nie był to jednak spokój świadczący o opanowaniu,
był to spokój świadczący o tym że ktoś jest na skraju wybuchu. Przysłowiowa
cisza przed burzą.
- Nikt z nich nie miał łatwego życia.
Nie widują się z rodziną bo podróż do Europy może być dla nich bardzo
niebezpieczna. Może zbuntowali się przeciwko bogom.
- Na jakiej podstawie tak
twierdzicie?- głos Annie delikatnie się załamał.
- Annabeth, wiemy tylko że nic nie
wiemy. Wyrocznia nie działa, a przynajmniej mamy taką nadzieję. Grupa ratunkowa
nie znalazła nic w lesie oprócz zgliszczy domu spalonego greckim ogniem. Wiemy
natomiast że oni sami wyszli z obozu i nie chcą być znalezieni i że muszą
zrobić coś dla nich ważnego.
Annabeth zmarszczyła czoło głęboko
zastanawiając się nad słowami swojej siostry - Racja, nie wiemy co chcą zrobić.
Musimy być przygotowani na najgorsze ale i tak nie wierzę w to że oni
zbuntowali się przeciwko bogom. Po co? Co chcą osiągnąć? Myślicie że chcą żeby
następne pokolenie doszło do władzy? Chcą być nieśmiertelni? Jak będą zbierać
sojuszników? Kto im pomoże?- popatrzyła po zgromadzonym rodzeństwie.- Mimo
wszystko musimy być przygotowani na najgorsze. Nie rozgłaszajcie naszych
podejrzeń, nie chcemy plotek. Musimy wiedzieć o wszystkich podejrzanie się
zachowujących się herosach, musimy zrobić listę osób z którymi mogą utrzymywać
kontakt. Na wszelki wypadek zabezpieczymy wejście do labiryntu przy obozie.
Musimy wiedzieć o wszystkich osobach które będą choćby zbliżały się do lasu.
Przeprowadzimy inspekcję naszego oręża i zaplanujemy parę scenariuszy bitew z
przewagą liczebną i bez, na wszelki wypadek zaplanujemy ucieczkę. Musimy
wiedzieć jak wezwać pomoc, poinformować obóz Jupiter o ataku i monitorowa
dziwne wydarzenia nie tylko w USA ale na
całym świecie.- Annie westchnęła- Mamy dużo roboty i wszystko musimy zrobić w
trybie ninja.
Jej rodzeństwo pokiwało w milczeniu
głowami. Czekały ich smutne i gruntowne zmiany.