Rozdział ósmy.
Chcę żebyście polubili mojego
glonomóżdżka więc nie powiem co stało się po tym jak Percy dowiedział się że
nie będzie mógł się do mnie zbliżać przez najbliższe 40 lat. Powiem tylko że
sprzątania było dużo. Nie próbował się nawet kłócić z moją siostrą, zaraz po
tym jak spowodował mały wypadek wybiegł z sali. Nikt nie chciał za nim pobiec.
Wszyscy mieli grobowe miny oczywiście oprócz Lucasa.
Był bardzo zadowolony. Nie miał żadnych złych
zamiarów i wiedział że wcześniej czy później wszyscy się o tym przekonają.
Myślał również że ponieważ sam był rzymianinem łatwiej mu będzie znaleźć
zabójcę. Musiał tylko trochę się pospieszyć żeby nie prześcignął go ten konik
morski od Neptuna. Choć zaraz po jego wyjściu wygoniła go z sali ta mała
siostrzyczka mądralińskiej był pewny że kiedy usunie te przeszkody już nic nie
będzie stało na drodze do Annabeth. Oczywiście tylko on wiedział o swoich
planach, i choć Piper wydawała się go o coś podejrzewać wiedział że córka Wenus
nie będzie drążyć. Piper naprawdę wyczuła coś dziwnego. Gdy tylko weszła do sali
poczuła odór miłości. Nie taki który zazwyczaj wyczuwała w zakochanych parach.
Wyczuła zaborczą, szaloną i wiecznie nienasyconą miłość która nie pachniała jak
czekolada, śmierdziała mieszaniną zwiędłych kwiatów, zbyt dużej ilości męskich
perfum i choć nie wiedziała dlaczego wyczuwała wymioty i tanie wino. Kate
wzięła sobie do serca sen Rachel i choć bardzo bała się o życie siostry nie
mogła się powstrzymać przed okrzykami radości kiedy powiedziała reszcie rodzeństwa
o losie Annie. Nawet Malcolm który był bardzo przywiązany do niej powiedział że
podejrzewał że tak to się skończy.
- Wiedziałem że tak czy inaczej Annie
nie pojedzie do Rzymu- powiedział podczas przenoszenia jej do domku. Choć
wszyscy zdawali się nie przejmować tym że Annie zostanie w obozie wzięli sobie
do serca uwagę o tatuażu. Odmówili wspólnych zajęć i choć cały obóz próbował
ich przekonać do zmiany decyzji wszyscy wiedzieli że dzieciaki dobrze wiedzą co
robią. W tym również był problem, niektórzy uważali że skoro dzieci Ateny tak
dobre w walce i inteligentne zdecydowały się nie mieć nic wspólnego z
rzymianami musieli mieć powód. Wielu uważało że Ann była tylko i wyłącznie
pretekstem do porzucenia zajęć ze strategii które prowadziły dla dzieci z Jupitera.
Percy który nauczał o morzach i
bitwach morskich wyciskał z nich siódme poty.
- Jak to do cholery nie znasz naszych
współrzędnych! Nie nauczyłeś się ich określać?! Spływaj z mojego statku bo cię
z niego wypieprzę!
Nieświadomi niczego rzymianie bynajmniej
nie czuli się dotknięci. Byli przyzwyczajeni do takich komend i traktowania.
Zazwyczaj wykonywali polecenia i z chęcią przychodzili na wyznaczone kary które
Percy dawał im codziennie. Z niecierpliwością czekali na następne zajęcia z
nim, co jeszcze bardziej go denerwowało.
Właśnie szedł przed plażę w stronę
domku gdy Jake chłopak od Apollona powiedział mu że ma jeszcze jedną grupę
rzymian na dzisiaj. Ku jego irytacji grupa okazała się złożona tylko i
wyłącznie z córeczek Wenus. Był zmęczony po dużej grupie dzieciaków od Aresa (
Marsa) którzy byli denerwujący jak greckie dzieciaki. Wiedział już czym skończy
się ta lekcja. Dziewczyny będą błagały o to żeby móc się poopalać na pokładzie.
Uśmiechnął się drwiąco. Wiedział jak zetrze im ten wodoodporny tusz do rzęs.
Nie podejrzewał jednak jaką rewelacje mu przygotowały. Lekcje zaczął jak
zwykle. Uwielbiał patrzeć jak biegali po pokładzie statku i próbowali zgadnąć
jak go odcumować. Uwielbiał wtedy mówić że z grekami nie miał takich problemów.
Choć nie wszyscy mieli Posejdona za ojca to wszyscy nawet dzieci Ateny mieli
morze we krwi jak prawdziwi Grecy. Działało to genialnie. Wszyscy rzymianie
napinali mięśnie i szukali jeszcze bardziej gorączkowo aż w końcu któryś z nich
odgadł. Zdarzyło się jednak że na pierwszej lekcji z dziećmi Marsa nikt na to
nie wpadł i Percy zadał im karę. Pletli nowe liny w kolorze różowym (o co się
postarał). Chciał żeby nienawidzili i bali się jego i morza, żeby nie cierpieli
kolejnych lekcji z nim.
Zdziwił się jednak bo poszło im sprawniej niż myślał. Nie pokazał po sobie jak bardzo
jest niezadowolony ich dobrymi wynikami, wydawało mu się też głupie że banda
pustych lalek może zostać postrachem mórz. Wypłynęli. Wszystkie starały się jak
mogły najbardziej przez co Percy zadawał im coraz trudniejsze zadania. Słońce
powoli zachodziło i myślał już tylko o swoim domku. Bał się że nie zdąży na kolację.
Tylko tam jeszcze widywał Annabeth a jego stolik był bardzo blisko, mógł więc
słyszeć jej głos a nawet widział jak na niego patrzy. Oboje byli zgnębieni.
Percy czasami myślał o Tartarze. Przypominał sobie powietrze, wodę z Flegetonu
i całą masę potworów, ale jednak był tam z Annabeth. Teraz przeżywał to samo
ale już bez niej. Doskonale pamiętał kiedy się tak czuł. Dokładnie pamiętał
pierwszy rok po przebudzeniu Thalii i utratę Annabeth. Przypomniał sobie białe
pasmo we włosach które zostało im po trzymaniu nieba. Zaczął szukać go po całej
głowie ale ze smutkiem stwierdził że już go nie ma. Obiecywał sobie sprawdzić
dziś na kolacji czy u mądralińskiej tez zniknęło. Wpatrywał się w linie
horyzontu i przypominał sobie wszystkie przygody które przeżył z nią.
Nawet nie zauważył kiedy podeszła do niego
jedna z dziewczyn. Miała blond włosy ale nie tak piękne jak Annie, brązowe oczy
o wiele brzydsze od oczu które tak bardzo kochał. W porównaniu z Annabeth była
brzydka.
- Cześć Percy- powiedziała trzepocząc
rzęsami.
Zmierzył ją wzrokiem.
- Jak popłyniesz na greckiej tiremie,
wylądujesz w Rzymie, spadniesz do Tartaru i z niego wyjdziesz zastanowię się
nad tym czy będziesz mogła mówić mi po imieniu.
Nie wyglądała na zniechęconą.
Podeszła bliżej i wspięła się na palce.
- Nikt nas nie zobaczy- wyszeptała mu
do ucha. Jej rodzeństwo chichotało spoglądając na nią i kapitana ale Percy ich
nie słyszał. W uszach słyszał ryk fal i wiedział jak się to skończy. Starał się
opanować, w razie wypadku on by przeżył ale jego załoga nie.
- Już nie ma Annabeth, jesteśmy na
całkowitym pustkowiu nie musimy się spieszyć- była wyraźnie zadowolona.
Popatrzyła na fale. Były wysokie i z każdą chwilą przybliżały się do statku.
- Annabeth już nie ma.- powiedziała
uspokajająco patrząc z niepokojem na
falę- Jesteś już wolny
Percy oszalał z wściekłości.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz