Rozdział dziewiąty.
Biegła przez las, słyszała szum wody
i krzyki. Ktoś wyraźnie wołał o pomoc. Była zmęczona, miała pełno zadrapań na
całym ciele a z rany na czole leciała jej krew. W ręku miała Orkan. Upadała i
przedzierała się przez cierniste krzaki. Nareszcie dotarła do osoby która
wołała o pomoc. Podeszła bliżej i przyjrzała się małej postaci zwiniętej pod
wielkim drzewem. Była młoda, miała na oko około czternastu lat. Długie
jasnobrązowe kręcone włosy rozczochrane i brudne zasłaniały jej pół twarzy.
Wyglądała na niedożywioną, zapadłe policzki i niezdrowa biała cera, ogromne
wory pod oczami. Gdyby nie to byłaby dosyć ładna. Podniosła głowę i dopiero
teraz mogła zobaczyć jej oczy. Patrzyły na nią ogromne niebieskie oczy koloru
oceanu. Włosy zsunęły się jej z twarzy i zobaczyła że z ust leci jej krew.
Miała na sobie poszarpane ciemne dżinsy i koszulkę która kiedyś była biała. Na
ostatnim nie pobrudzonym skrawku materiału dostrzegła napis ROMA.
- Nie ufaj im- wyrzęziła, zaczęła
kaszleć i zakrztusiła się krwią.
Annabeth obudziła cała oblana potem.
Od kilku dni śniła tylko o tej dziewczynie. Raz znajdowała ją na dnie jeziora,
raz przykrytą warstwą śniegu i powoli zamarzającą. Codziennie miała na sobie
inną koszulkę i codziennie Annie budziła się w tym samym momencie. Była zagadką
której nie potrafiła rozgryźć, najgorsze było to że codziennie zapominała o
szczegółach i gdyby nie notatki i szybkie szkice nie wiedziałaby że raz
dziewczyna miał w brzuchu miecz (miała wtedy na sobie koszulkę z Colosseum)
albo że dostała bełtem z kuszy (koszulka z napisem Viva Italia). Ponieważ teraz
jej jedynym obowiązkiem było się wysypiać mogła bez końca myśleć o martwej
dziewczynie. Cały czas powtarzała tylko jedno zdanie. Żeby im nie ufać.
Westchnęła z rezygnacją. Ucieszyła się kiedy usłyszała dźwięk konchy i pobiegła
na kolację. Tylko wtedy jeszcze widywała Percy’ego. Oczywiście nie była przy
swoim stoliku sama, siedział przy nim już cały domek. Zgarnęła na talerz kilka
przysmaków i ustawiła się w kolejce do ofiary. Nawet tutaj jej rodzeństwo jej
pilnowało i nie pozwoliło zbliżyć się do niej żadnemu rzymianinowi. Przywitała
się z paroma kolegami wrzuciła jedzenie do ognia i wróciła do stolika.
Gdy tylko podeszła rodzeństwo
przestało rozmawiać. Unieśli głowy i obserwowali jak siadała obok nich. W końcu
zaczęło ją to denerwować.
- Czuje się dobrze nie musicie mnie
tak obserwować- prychnęła wyzywająco w stronę Kate.
- Annabeth- jej twarz była poważna a
głos niepewny- Zdarzył się mały wypadek- odchrząknęła i popatrzyła po rodzeństwie
szukając wsparcia.
- Mały wypadek- powtórzyła Annabeth.
Zaczęła się rozglądać. Nico siedziała sam przy stoliku Hadesa, Piper siedziała
z dzieciakami Afrodyty. Byli wszyscy których znała i lubiła. Wszyscy oprócz
jego. Gorączkowo przeczesywała wzrokiem tłum w poszukiwaniu znajomej czarnej
czupryny.
- Percy spowodował wypadek.
Leżał na łóżku w Sali gdzie kilka dni
temu spała Annabeth. Próbował przekonać uzdrowiciela że nic mu nie jest ale i
tak zatrzymali go na obserwację. W odwiedziny do niego przyszli już chyba
wszyscy rzymianie życząc mu powrotu do zdrowia a dzieci Wenus którym dzięki niemu
nic się nie stało przepraszały go za zachowanie siostry. Sama winna weszła do
Sali dopiero kiedy wszyscy już wyszli. Przepraszała i tłumaczyła że myślała że
się w nim zakochała.
- Nie chciałam mówić tych rzeczy o
Annabeth. Ja tylko…- zarumieniła się i wpatrzyła w podłogę- myślałam że
czaromowa na ciebie podziała. Widziałam jak twoja koleżanka Piper jej używa.
Nie wiedziałam że jesteś odporny- spojrzała na niego i zamrugała ze
zdziwieniem. On też był zdziwiony, czy to możliwe żeby był odporny? Przecież
zawsze na słowa Piper reagował jak inni. Nic już nie rozumiał. Na początku
dowiedział się że Annabeth niedosypia potem że ktoś ją zabije a on jest w kręgu
podejrzanych, teraz jest odporny na czaromowę. Tylko Annie mogła mu pomóc.
Nic nie odpowiedział. Dziewczyna
tylko jeszcze raz przeprosiła i wyszła zostawiając go samego z myślami. Miał
ADHD więc nawet normalnie trudno mu było się skupiać, a teraz było jeszcze
gorzej. Leżał patrząc w sufit. Zastanawiał się czy Annie do niego przyjdzie.
Przecież teraz kiedy leżał w Sali i był całkowicie bezsilny nie mógł jej
zaatakować. Może Kate jej na to pozwoli. Miał tylko na to nadzieje.
W Sali było tak cicho że bez problemu
słyszał kroki na korytarzu. Ktoś do niego szedł a on modlił się do wszystkich
bogów żeby to była ona. Ktoś zapukał do drzwi.
- Jeżeli to jakiś rzymianin z
życzeniami powrotu do zdrowia to dostarczę chyba Nico kolejnych zmarłych do
pochowania.
Na szczęście okazało się że to nie
był żaden rzymianin, zresztą Percy i tak nie miał siły żeby podnieść miecz.
- Dzięki że znajdujesz mi nowych
klientów- w drzwiach stał Nico di Angelo
i uśmiechał się.- Śmierdzisz śmiercią na kilometr.
- To nowe perfumy- wychrypiał syn
Posejdona.
- Jak się czujesz?- spytał z powagą i
usiadł na krawędzi jego łóżka.
- Czuł bym się lepiej gdyby tutaj
przyszła i mnie odwiedziła- Naprawdę czuł się zgnębiony, miał nadzieję że do
niego przyjdzie.
- Ale ona tutaj jest-powiedział Nico
ze zdziwieniem- stoi na dole rozmawia o tobie z Lucasem.
- Z Lucasem?!
Percy zerwał się z łóżka, zatoczył
się i wybiegł na korytarz.
Nico nadal ze zdumieniem siedział na
jego łóżku i zrozumiał że popełnił błąd.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz