Rozdział trzeci.
Boski węch Luke’a
Perspektywa Luke’a
Nie wiedziałem dlaczego ale wyczułem
coś w tym zaułku. Gdy powiedziałem o tym Thalii ta na początku zaczęła na mnie
krzyczeć.
- Co można wyczuć w takim miejscu?!-
zapytała i zrobiła groźną minę żeby ukryć strach w oczach- Oboje wiemy że
znajdziemy tylko więcej potworów!
- To nie cyklopi! Ten zaułek jest
czysty!
- To co mogłeś tam wyczuć?- zapytała
już o wiele łagodniej.
- Nie wiem- odpowiedziałem niepewnie.
Byłem pewny że Thalia mi nie wieży ale
gdy ostatnim razem mnie zignorowała skończyło się to bardzo źle. Powoli
weszliśmy do hali.
- Mówię ci Thalia tutaj coś jest.
Wyczuwam to- nie chciałem żeby Thalia zmieniła zdanie i wyszła z uliczki.
Czułem że to co tu zobaczymy będzie ważne.
- Wyczuwasz to?! Wyczuwasz? Błagam
cię Luke!- Thalia popatrzyła na mnie błagalnie. Wiedziałem że wszystko czego
chcę to wreszcie położyć się spać.
- Mówiłem ci że ta Amaltea pachniała
jakoś dziwnie i miałem rację- wzdrygnąłem się na samą myśl o tej kozie.
- Luke, Pachniała dziwnie bo to
koza!- doskonale wiedziałem że nie chcę wierzyć w to że koza od jej ojca nas
zdradziła.
- Przymknij się!- warknąłem
zdenerwowany. Nie chciałem przechodzić przez tą kłótnię jeszcze raz- i wyjmij
lepiej egidę.-próbowałem zmienić szybo temat i chyba się udało bo Thalia
patrzyła na mnie dużo łagodniej.
- Dobry pomysł Luke- powiedziała.-
Może się przestraszy to coś.- wiedziałem że nie chciała powiedzieć cyklop żeby
nie zapeszyć.
-Już to widzę. Prędzej się
przestraszy twojej twarzy.
Mogłem przysiądź że usłyszałem cichy
pisk. Powoli szedłem w tamtą stronę dopóki nie zauważyłem skrzynek
poustawianych pod ścianami.
- No i co wyczułeś?- Thalia i jej
ironia. Czasami mam tego dość. Podszedłem do najbliższej skrzyni a córka pana
Roentgena niechętnie poszła za mną. Nagle wieko skrzyni się otworzyło i
wyskoczyła z niego…. Mała dziewczynka.
Na początku zamachnęła się młotkiem i
trafiła Thalie w ramię co było naprawdę godne podziwu z jej strony. Później
jednak trafiła mnie w głowę i przez moment widziałem małą niedźwiedzice z
bliska.
- Bogowie! Ale ta mała ma uderzenie.-
Popatrzyła na nas i wyglądała jakby zobaczyła coś okropnego. Spojrzałem na
Thalie, wyglądała źle ,ale nie aż tak bardzo źle żeby przestraszyć małą
dziewczynkę.
-Hej , dziewczynko. Uspokój się. Nie
zamierzamy cię skrzywdzić. Jestem Thalia. A to jest Luke.- Jeszcze nigdy nie
słyszałem tak łagodnego głosu mojej przyjaciółki.
-Potwory!- krzyknęła ta mała. Choć
była śmiertelnie przerażona patrzyła prosto na nas a w ręku nadal miała młotek.
Poczułem złość na córkę Zeusa za to że przestraszyła tak naszą nową koleżankę.
- Nie. Ale wiemy o potworach. My też
z nimi walczymy.- starałem się mówić jak najłagodniej. Używałem tonu którym
mówiłem do mamy kiedy miała jeden z ataków. Oczami wyobraźni ujrzałem matkę
wypłakującą sobie oczy bo po raz kolejny Hermes nie przyszedł na moje urodziny.
Nie wiedziałem dlaczego ale czułem że muszę ochronić tą małą za wszelką cenę. Nagle
popatrzyła na mnie jakbym był pierwszą osobą jaką kiedykolwiek w życiu
widziała, potem przeniosła wzrok na Thalie cały czas z tym samym wyrazem
twarzy.
- Jesteście tacy jak ja?- zapytała
cicho a jej głos brzmiał spokojniej. Popatrzyłem ukradkiem na Thalie.
Wiedzieliśmy co to znaczy. Usta Thalii ułożyły się w jedno słowo. Półbóg.
- Tak i pomożemy ci. Możemy ci pomóc!
Możesz z nami iść, zaopiekujemy się tobą- wiedziałem że nieźle mi się dostanie
od Thalii za tą propozycję. Często narzekała że ma za silną aurę i przyciąga za
dużo potworów, a trzeci półbóg na pewno pomógłby im nas wytropić. Ona jednak
tylko pokiwała głową z uśmiechem. Oboje wiedzieliśmy że jeżeli spędzimy sami ze
sobą jeszcze tydzień zaczniemy ze sobą walczyć.
- I nie oddacie mnie tacie?- zapytała
z przerażeniem. Oboje ją rozumieliśmy. My również nie mieliśmy najlepszych wspomnień
związanych z rodziną.
- Nie oddamy cię. Teraz jesteś naszą
rodziną. Obiecuję że nie pozwolę żeby coś ci się stało. Jesteśmy rodziną-
powiedziałem jej. Chciałem w to wierzyć. Pochyliłem się nad nią i uważnie jej
się przyjrzałem. Miała długie, splątane i kręcone włosy w kolorze blond. Była
opalona i wglądem przypominała te wszystkie córki miliarderów które mieszkają
na prywatnych wyspach. Oczywiście mogła nią być.
- Widzisz?- zapytałem wyjmując z
plecaka sztylet który dostałem od jednego półboga – jest zrobiony z
niebiańskiego spiżu. Zabija potwory. Sztyletami walczą tylko najlepsi i
najszybsi wojownicy. Weź go, jest twój- Nie pożałowałem decyzji gdy zobaczyłem
że twarz dziewczynki rozjaśniła się do mnie w promiennym uśmiechu. Poczułem
złość na bogów. Przez nich dzieci takie jak ona wychowują się albo z ludźmi
którzy ich nie chcą albo uciekają w poszukiwaniu domu. Nie chciałem myśleć co
by było gdybyśmy jej nie znaleźli z Thalią, lub co gorsza gdyby znaleźli ją
stali bywalcy takich zaułków.
- Chodź- powiedziała Thalia do naszej
towarzyszki śmiejąc się pod nosem. Ona chyba też ją polubiła. – Poszukam ci
jakichś ubrań.
Wzięła dziewczynkę i poszły w stronę
wyjścia gdzie zostawiliśmy bagaże.
- Tylko nie odchodźcie za daleko!- W
końcu mam ją chronić.
Usłyszałem tylko jak Thalia mówi coś
swojej nowej koleżance a po chwili obie wybuchają śmiechem. Po raz pierwszy od
wielu tygodni pomyślałem że jestem w domu.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz