Rozdział 21.
Kolejny dzień powoli wstawał. Obóz
powoli wracał do życia. Za pół godziny koncha miał wezwać wszystkich na
śniadanie, a za godzinę miały rozpoczynać się pierwsze zajęcia. Pierwsze
zajęcia piątku były obowiązkowe dla wszystkich i wszyscy zgodnie ich nienawidzili.
Lekcja przetrwania w pobliskim lesie może nie wydawała się strasznym przeżyciem
ale las okalający obóz herosów nie był normalny. Pełny krwiożerczych potworów
szczególnie gustujących w krwi półbogów nie był najlepszym miejscem do
spędzenia piątkowego poranku. Żaden poranek nie był chyba odpowiedni do
spędzenia tam czasu. Na genialny pomysł nowego treningu wpadł sam pan D. Do
dziś nie wiadomo było skąd wziął mu się
ten pomysł ale wielu twierdziło że chodziło mu o pozbycie się herosów aby jego
kara skończyła się szybciej. Na początku nie wielu wierzyło w ta wersję, po
pierwszych zajęciach wszyscy zmienili zdanie. Nieliczni chodzili nawet do
Chejrona z prośbami o odwołanie
śmiertelnego treningu. Biedny centaur nie mógł nic zrobić, cierpliwie tłumaczył
że nic już nie może zrobić bo Zeus uznał pomysł Dionizosa za świetny.
Tego dnia atmosfera na śniadaniu była
odrobinę przytłaczająca. Wszyscy widzieli przed sobą perspektywę włóczenia się
po lesie do południa. Młodsi obozowicze byli bardzo bladzi ze strachu ale nie
tylko oni. Nikomu nie uśmiechała się perspektywa śmierci z powodu
‘’genialnego’’ pomysłu pana D. Posiłek został zjedzony w ciszy i grobowej
atmosferze. Wszyscy starali się też jeść jak najdłużej a Chejron nie miał im
tego za złe. W końcu jednak zabrał głos.
- Herosi! Już czas na rozpoczęcie
naszego dzisiejszego treningu. Przyda wam się w przyszłości, uwierzcie mi na
słowo…- Posłał im przepraszające spojrzenie i wyszedł z kantyny. Obozowicze
rozumieli że to nie jego wina i w jeszcze gorszych humorach powlekli się na
polanę. Na szczęście po lesie chodzić można grupami, nie mogą być one byt duże
żeby nie przyciągnąć zbyt dużej liczby potworów. Percy, Annabeth, Jason i Piper
zdecydowali że zostaną jedną grupą. Czuli się pewniej razem. Pipes bała się co
prawda o swoje rodzeństwo, uspokajali ją jednak mówiąc że sobie poradzą i nie
powinna się o nich martwić. Annie denerwowała się myśląc o swojej najmłodszej
siostrze. Później zgodnie stwierdzili jednak że Lizie zdecydowanie sobie
poradzi. W mieszanych nastrojach powlekli się do lasu.
Rozpoczęcie treningu zostało
obwieszczone konchą. Prawdopodobnie po to aby potwory dokładnie wiedziały z
której strony lasu przyjdą do nich zapasy świeżego mięsa chodzącego jeszcze na
swoich nogach. Większość obozowiczów stawiała na swoje rodzeństwo w dobieraniu
grup. Na przykład dzieci Hermesa były nastawione na przesiedzeniu całego dnia w
jakimś zacienionym miejscu na górze, dzieci Aresa zamierzały poruszać się po
lesie w zwartym szyku bitewnym systematycznie przeczesując sektory. Każdy miał
jakąś strategię. Nie można tego samego jednak powiedzieć o grupie Annabeth.
Choć czuła się niedobrze z tym że wychodzi do lasu bez przygotowania wiedziała
że trzeba być przygotowanym na wszystko.
Choć był już ranek, w lesie nadal
utrzymywał się mrok. Percy i Annabeth szli wyprzedzając Piper i Jasona o parę
kroków.
- Zdecydowanie należą się nam
wakacje- westchnął syn Posejdona.
- Naprawdę tak sądzisz?
- Moglibyśmy wyjechać gdzieś na parę
dni… może tydzień?
Ann spojrzała na swojego chłopaka.
Wyglądał na bardzo podekscytowanego pomysłem urlopu.
- Gdzie byśmy się wybrali?
- Może na Hawaje?
- Świetna pogoda, plaże i woda… Czemu
nie?
- POMOCY!!!
- Kawaleria nadciąga- mruknął Percy.
Kiedy słońce było już wysoko na
niebie i koncha obwieściła koniec morderczego treningu Percy, Annabeth, Jason i
Piper w zaskakująco dobrych humorach opuszczali las. Tylko jeden raz musieli
interweniować Żartując, śmiejąc się i
rozmawiając weszli na polanę. Dzieci Apollona zajmowały się nielicznymi
rannymi.
Chejron wyraźnie przejęty zbliżył się
do nowoprzybyłych.
- Jesteśmy ostatni?- spytał Jason?
Centaur rozejrzał się.
- Brakuje tylko trzech osób…
Podszedł do nich Malcolm.
- Powinni już być.
Annabeth ciągle rozglądała się po
obozowiczach.
- Kogo brakuje…- delikatnie pobladła
ze strachu- Malcolm powiedz mi kogo brakuje!
Spojrzał na siostrę- Elizabeth,
William i Mary jeszcze nie przyszli…