Hej!

Endżoj !!!

niedziela, 14 sierpnia 2016

Rozdział 21. Śmiertelny trening.



Rozdział 21.




Kolejny dzień powoli wstawał. Obóz powoli wracał do życia. Za pół godziny koncha miał wezwać wszystkich na śniadanie, a za godzinę miały rozpoczynać się pierwsze zajęcia. Pierwsze zajęcia piątku były obowiązkowe dla wszystkich i wszyscy zgodnie ich nienawidzili. Lekcja przetrwania w pobliskim lesie może nie wydawała się strasznym przeżyciem ale las okalający obóz herosów nie był normalny. Pełny krwiożerczych potworów szczególnie gustujących w krwi półbogów nie był najlepszym miejscem do spędzenia piątkowego poranku. Żaden poranek nie był chyba odpowiedni do spędzenia tam czasu. Na genialny pomysł nowego treningu wpadł sam pan D. Do dziś nie  wiadomo było skąd wziął mu się ten pomysł ale wielu twierdziło że chodziło mu o pozbycie się herosów aby jego kara skończyła się szybciej. Na początku nie wielu wierzyło w ta wersję, po pierwszych zajęciach wszyscy zmienili zdanie. Nieliczni chodzili nawet do Chejrona z prośbami  o odwołanie śmiertelnego treningu. Biedny centaur nie mógł nic zrobić, cierpliwie tłumaczył że nic już nie może zrobić bo Zeus uznał pomysł Dionizosa za świetny.

Tego dnia atmosfera na śniadaniu była odrobinę przytłaczająca. Wszyscy widzieli przed sobą perspektywę włóczenia się po lesie do południa. Młodsi obozowicze byli bardzo bladzi ze strachu ale nie tylko oni. Nikomu nie uśmiechała się perspektywa śmierci z powodu ‘’genialnego’’ pomysłu pana D. Posiłek został zjedzony w ciszy i grobowej atmosferze. Wszyscy starali się też jeść jak najdłużej a Chejron nie miał im tego za złe. W końcu jednak zabrał głos.
- Herosi! Już czas na rozpoczęcie naszego dzisiejszego treningu. Przyda wam się w przyszłości, uwierzcie mi na słowo…- Posłał im przepraszające spojrzenie i wyszedł z kantyny. Obozowicze rozumieli że to nie jego wina i w jeszcze gorszych humorach powlekli się na polanę. Na szczęście po lesie chodzić można grupami, nie mogą być one byt duże żeby nie przyciągnąć zbyt dużej liczby potworów. Percy, Annabeth, Jason i Piper zdecydowali że zostaną jedną grupą. Czuli się pewniej razem. Pipes bała się co prawda o swoje rodzeństwo, uspokajali ją jednak mówiąc że sobie poradzą i nie powinna się o nich martwić. Annie denerwowała się myśląc o swojej najmłodszej siostrze. Później zgodnie stwierdzili jednak że Lizie zdecydowanie sobie poradzi. W mieszanych nastrojach powlekli się do lasu.

Rozpoczęcie treningu zostało obwieszczone konchą. Prawdopodobnie po to aby potwory dokładnie wiedziały z której strony lasu przyjdą do nich zapasy świeżego mięsa chodzącego jeszcze na swoich nogach. Większość obozowiczów stawiała na swoje rodzeństwo w dobieraniu grup. Na przykład dzieci Hermesa były nastawione na przesiedzeniu całego dnia w jakimś zacienionym miejscu na górze, dzieci Aresa zamierzały poruszać się po lesie w zwartym szyku bitewnym systematycznie przeczesując sektory. Każdy miał jakąś strategię. Nie można tego samego jednak powiedzieć o grupie Annabeth. Choć czuła się niedobrze z tym że wychodzi do lasu bez przygotowania wiedziała że trzeba być przygotowanym na wszystko.
Choć był już ranek, w lesie nadal utrzymywał się mrok. Percy i Annabeth szli wyprzedzając Piper i Jasona o parę kroków.
- Zdecydowanie należą się nam wakacje- westchnął syn Posejdona.
- Naprawdę tak sądzisz?
- Moglibyśmy wyjechać gdzieś na parę dni… może tydzień?
Ann spojrzała na swojego chłopaka. Wyglądał na bardzo podekscytowanego pomysłem urlopu.
- Gdzie byśmy się wybrali?
- Może na Hawaje?
- Świetna pogoda, plaże i woda… Czemu nie?
- POMOCY!!!
- Kawaleria nadciąga- mruknął Percy.


Kiedy słońce było już wysoko na niebie i koncha obwieściła koniec morderczego treningu Percy, Annabeth, Jason i Piper w zaskakująco dobrych humorach opuszczali las. Tylko jeden raz musieli interweniować  Żartując, śmiejąc się i rozmawiając weszli na polanę. Dzieci Apollona zajmowały się nielicznymi rannymi.
Chejron wyraźnie przejęty zbliżył się do nowoprzybyłych.
- Jesteśmy ostatni?- spytał Jason?
Centaur rozejrzał się.
- Brakuje tylko trzech osób…
Podszedł do nich Malcolm.
- Powinni już być.
Annabeth ciągle rozglądała się po obozowiczach.
- Kogo brakuje…- delikatnie pobladła ze strachu- Malcolm powiedz mi kogo brakuje!
Spojrzał na siostrę- Elizabeth, William i Mary jeszcze nie przyszli…

czwartek, 11 sierpnia 2016

Rozdział 20. Podejrzenia.

Oh moje postaci uwielbiają wzdychać :-) szczególnie Annabeth ;-)





Rozdział 20.



Annabeth uwielbiała przychodzić na plażę. Może miało to związek że jej chłopak był synem Posejdona ale przede wszystkim Ann zawsze uważała że widok wody i piasku to doskonała lekcja dla każdego architekta. Piasek przecież kiedyś był lita skałą, stał mocny i niewzruszony do czasu kiedy niszczycielska woda nie zaczęła delikatnie go obmywać. Skała ‘’zawaliła się’’ jak dom budowany bez odpowiedniego nadzoru budowlanego. Ocean przypominał jej że jeśli chce by cokolwiek co zbudowała cały czas musi się zmieniać, dostosowywać do czasów w jakich się znajduje. Westchnęła.
Stanowczo zbyt często ‘’odpływała’’ w ten sposób. Rozejrzała się po prawie pustej plaży i po raz kolejny podziękowała bogom za to że dostała od Chejrona pozwolenie na odpuszczanie sobie zajęć obozowych kiedy chciała.
Siedziała wygodnie opierając się na rękach. Wiatr delikatnie mierzwił jej włosy. Mimowolnie się uśmiechnęła. Nareszcie nikt nie miał do niej żadnej sprawy, świat był bezpieczny i Annabeth nie musiała iść już na żadną misję z której mogłaby już nie wrócić. Spojrzała w stronę  miasta. Ze zdziwieniem usiadła prosto. Na plaży od strony bariery obozu stał William, syn Hermesa. Annie od razu nabrała podejrzeń. Syn Hermesa stojący obok granicy obozu był podejrzanym widokiem. Will stał wyraźnie na kogoś czekając. Chwilę później pojawiła się przy nim Mary, córka Nemezis. Kiedy podeszła do niego niepewny krokiem uważnie się oglądając Annabeth wiedziała że tych dwoje coś knuje. Ze smutkiem pomyślała że powinna wstać i spróbować dowiedzieć się co kombinują. W momencie w którym miała już wstawać ze zdziwieniem zauważyła że do dwójki obozowiczów dołączył ktoś jeszcze. Tym kimś była Elizabeth!

Annie postanowiła zostać na miejscu i obserwować. Mary niska dziewczyna z wściekle rudymi włosami i skórą pokrytą tysiącami piegów mówiła coś gwałtownie gestykulując. Will i Lizie co jakiś czas patrzyli niespokojnie  w stronę miasta. Kiedy dziewczyna zakończyła opowieść odezwał się chłopak. Annabeth nie słyszała co mówi ale widziała jak Lizie i Mary co jakiś czas patrzą na siebie. Musiało chodzić o coś bardzo ważnego. Kiedy Will skończył mówić razem z Mary zwrócili się do Lizie oczekując że coś powie.

Elizabeth zamiast zabrać głos  zaczęła bacznie rozglądać się po plaży. Kiedy jej wzrok padł na Annabeth odrobinę pobladła. Szybko jednak posłała jej łobuzerski uśmiech i pomachała jej. Annie odmachała z uśmiechem. Lizie powiedziała coś do swoich towarzyszy i powoli zaczęli odchodzić. Mary rzuciła jednak jeszcze ostatnie czujne spojrzenie w stronę Annabeth i zniknęła z resztą przyjaciół.

Annie westchnęła. Lizie nie zrobiła by niczego niedobrego, nie zrobiła by niczego co zagroziło by życiu jej przyjaciół. Ale może miała jakieś sekrety? Przecież pobladła kiedy zobaczyła swoją starszą siostrę na plaży. Mary też nie zdawała się być zadowolona z jej obecności. Coś musiało być na rzeczy. A może to tylko jej  wyobraźnia. Może wyobrażała sobie nie wiadomo co i robiła z igły widły? Mogło przecież chodzić tylko o jakiś żart.
 Jedno było jednak pewne, jej spokojny nastrój uleciał i tajemnica jej siostry zepsuje jej cały dzień. Wstając postanowiła więc dowiedzieć się czegoś więcej na kolacji.


                                               
Tego wieczoru Annabeth przyszła na kolację wyjątkowo punktualnie. Usiadła przy stole dzieci Ateny i cierpliwie czekała na pojawienie się siostry. W końcu wypatrzyła ją w grupie obozowiczów wracających z wieczornych zajęć. Szła powoli rozmawiając z jakąś córką Demeter. Gdy zobaczyła Annabeth z uśmiechem pożegnała się z nową koleżanką i pospieszył do siostry. Siadając obok Annie przywitała się z rodzeństwem. Ann od razu postanowiła przystąpić do rozmowy.
- Z kim rozmawiałaś?- zapytała uśmiechając się miło.
- Z Jennifer. Jest nawet w porządku. Mamy razem niektóre zajęcia.
- A jak tam szermierka? Percy nie daje ci wycisku?
Elizabeth zaśmiała się.
- Oh, oczywiście że daje. Chejron mówi że to dobrze…
-Więc rozmawiasz z Chejronem?- Annabeth uśmiechnęła się w duchu, teraz była spokojna. Jeżeli Chejron, ten stary poczciwy centaur ma ją na oku to Lizie nie może zrobić nic głupiego. W wyśmienitym humorze nałożyła na talerz wielki kawałek pizzy z oliwkami i z uśmiechem wrzuciła go do ogniska jako ofiara całopalna dziękując w duchu bogom. Lizie jednak nałożyła więcej jedzenia niż zazwyczaj i wrzucając ofiarę do ogniska mocno zacisnęła powieki. Gdy z powrotem usiedli przy stole i zaczęli jeść Annabeth zapytała się jej ze śmiechem o co tak prosiła.
Elizabeth parsknęła śmiechem- O pomoc Annie, o pomoc..

niedziela, 7 sierpnia 2016

Błagam o wybaczenie!!

Przepraszam za moja nieobecność. Nie zrezygnowałam z bloga!!! Miałam problemy zdrowotne (szpital :/ ). nie będę o tym gadać w przyszłym tygodniu wyjda co najmniej 2 rozdziały!!!