Hej!

Endżoj !!!

poniedziałek, 6 marca 2017

Rozdział 36. Pomoc surowo wskazana.



Rozdział 36.



Wcześniej obozowicze narzekali na nudę ale teraz oddaliby wszystko za leniwą atmosferę która wcześniej panowała. Obóz powoli przygotowywał się do ewentualnych kłopotów, i choć Chejron nie ogłosił jeszcze oficjalnie wojny to wszędzie panowała nerwowa atmosfera i wszyscy czekali na jakiekolwiek wieści ze świata zewnętrznego.
Coraz częściej nad Nowym Jorkiem krążyły misje wywiadowcze latające na pegazach. Chejron zabronił im jednak lądować, tak więc trójka uciekinierów była bezpieczna tak długo jak unikali poruszanie się drogą powietrzną.
 Najbardziej przybitym rodzeństwem na obozie były dzieciaki Hermesa. Kiedyś ich brat tez odwrócił się od bogów, spowodował wojnę, wiele zniszczeń i śmierci. Na końcu sam umarł próbując powstrzymać szaleństwo które zaczął. Bali się że Will skończy tak samo jak Luke.
Przygotowywania obozu i obozowiczów do wojny musiały jednak pozostać w sekrecie. Nie chcieli aby rzymianie dowiedzieli się o całej sytuacji. Nie mieli żadnych dowodów potwierdzających złe zamiary uciekinierów ale znając nastawienie rzymian do wszystkiego oni uznali by z miejsca winy i prawdopodobnie wysłaliby pościg z psami myśliwskimi, oszczepnikami i łucznikami. Ewentualnie zastanowili by się na moment i po przegłosowaniu sprawy w senacie dopiero wysłaliby za nimi grupę poszukiwawczą. Żadna z tych opcji nie wydawała się obozowiczom odpowiednia więc usilnie wymyślali kolejne powody do odkładania wizyt. Sprzyjającą okolicznością okazała się zadziwiająco duża ilość różnych świąt poświęconym przeróżnym bóstwom. Wielu Greków nie znało wszystkich uroczystości, oczywistym więc było że również rzymianie nie orientowali się w nich najlepiej. Wmawiali więc przyjaciołom z obozu rzymian że obchodzą jakieś ważne święto poświęcone bogu którego rzymianie nie specjalnie szanowali. Kolejną przewagą obozu herosów okazało się rodzeństwo dzieci Ateny, obdarzone wrodzonym sprytem starało się wymyślać jak najlepsze wymówki, w obozie Jupiter nie było przecież żadnych dzieci Ateny czy jak oni ją nazywali Minerwy. 

I tak życie powoli się toczyło, czas mijał im na przygotowaniach wojennych i układaniu kolejnych teorii na temat miejsca pobytu trzech zbiegów. Szczególnie jedna osoba była bardzo przybita sytuacją. Wściekła Rachel bezustannie próbowała różnych sposobów przepowiadania przyszłości, jednak niestety nadal bez skutku. Ofiary dla Apolla stały się codziennością a dziwne odgłosy dochodzące z jaskini wyroczni już nikogo nie dziwiły. Z początku obozowicze byli zaniepokojeni bezustannym hałasem tłuczonych naczyń, wywracanych mebli czy okrzykami zdenerwowania.
Rachel siedziała na werandzie Wielkiego Domu zawzięcie rozmawiając z Chejronem. Od paru godzin starała się go przekonać na pozwolenie na opuszczenie obozu. Upierała się że dzięki znajomości miasta, pieniądzom i pozycji ojca a także zdolnościami wyroczni uda jej się znaleźć zaginionych herosów. Chejron jednak nieprzebłaganie odmawiał usprawiedliwiając swoją decyzję brakiem wyszkolenia i zbyt dużą liczbą potworów czyhających na nastolatków poza granicami obozu.
-Jak chcesz- powiedziała w końcu kompletnie zrezygnowana- możesz mnie nie puścić. – wysyczała przez zaciśnięte zęby.- ale w tym momencie potrzebują pomocy.

Opuszczona fabryka, ten sam czas…


- Przydała by się pomoc- wyszeptała Lizie skulona za stosem śmieci. Parę minut po odnalezieniu miejsca którego szukali tak długo i parę sekund po tym jak w pośpiechu ukryli się, do hali wmaszerował cyklop. Jednooki potwór był jednak największym cyklopem jakiego kiedykolwiek widzieli na oczy. Długie, grube nogi z udami przypominającymi pniaki ogromnych drzew, wielki tułów i niezwykle długie ręce z dłońmi przypominającymi pokrywy od koszy na śmieci, długa broda i zmierzwione włosy kolory smoły a także małe świńskie oczka sprawiały wrażenie że cyklop ten nie był raczej typem pasterza i hodowcy owiec. Ponieważ zbroję zostawił w magazynie miał na sobie tylko brudną tunikę z materiału niewiadomego pochodzenia. Na twarzy miał jeszcze resztki swojego posiłku. Trójka herosów usłyszała tylko niski pomruk kiedy zdał sobie sprawę że jego towarzysze już wyruszyli. Podszedł do ściany i zaczął zakładać zbroję.
- Mamy szczęście że nie jest zbyt inteligentny.- wymruczała cicho Mary. W tym samym momencie powietrze przeciął świst. Jeden ze sztyletów potwora wbił się tuż obok głowy dziewczyny.
- Nie jestem głuchy- warknął stojąc teraz parę kroków przed nimi już w pełnym rynsztunku.- poza tym  poczułem wasz zapach przed tym jak tu weszłem.
- wszedłem- automatycznie poprawiła go Lizie. W odpowiedzi usłyszała tylko pomruk i kolejny sztylet mknął już w ich stronę.
Trójka herosów zanurkowała i przeturlała się za stertę rupieci za którą wcześniej się ukrywali.
- Chcemy pobawić się w chowanego tak?- zaśmiał się cyklop. Jego śmiech brzmiał jak wrzaski zarzynanej świni.
- To co robimy?- zapytał Will trzymając już miecz i bacznie obserwując przeciwnika.
Elizabeth przełknęła ślinę- nie mam pojęcia…

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz