Rozdział 36.
Wcześniej obozowicze narzekali na
nudę ale teraz oddaliby wszystko za leniwą atmosferę która wcześniej panowała.
Obóz powoli przygotowywał się do ewentualnych kłopotów, i choć Chejron nie
ogłosił jeszcze oficjalnie wojny to wszędzie panowała nerwowa atmosfera i
wszyscy czekali na jakiekolwiek wieści ze świata zewnętrznego.
Coraz częściej nad Nowym Jorkiem
krążyły misje wywiadowcze latające na pegazach. Chejron zabronił im jednak
lądować, tak więc trójka uciekinierów była bezpieczna tak długo jak unikali poruszanie
się drogą powietrzną.
Najbardziej przybitym rodzeństwem na obozie
były dzieciaki Hermesa. Kiedyś ich brat tez odwrócił się od bogów, spowodował
wojnę, wiele zniszczeń i śmierci. Na końcu sam umarł próbując powstrzymać
szaleństwo które zaczął. Bali się że Will skończy tak samo jak Luke.
Przygotowywania obozu i obozowiczów
do wojny musiały jednak pozostać w sekrecie. Nie chcieli aby rzymianie
dowiedzieli się o całej sytuacji. Nie mieli żadnych dowodów potwierdzających
złe zamiary uciekinierów ale znając nastawienie rzymian do wszystkiego oni
uznali by z miejsca winy i prawdopodobnie wysłaliby pościg z psami myśliwskimi,
oszczepnikami i łucznikami. Ewentualnie zastanowili by się na moment i po
przegłosowaniu sprawy w senacie dopiero wysłaliby za nimi grupę poszukiwawczą. Żadna
z tych opcji nie wydawała się obozowiczom odpowiednia więc usilnie wymyślali
kolejne powody do odkładania wizyt. Sprzyjającą okolicznością okazała się
zadziwiająco duża ilość różnych świąt poświęconym przeróżnym bóstwom. Wielu Greków
nie znało wszystkich uroczystości, oczywistym więc było że również rzymianie
nie orientowali się w nich najlepiej. Wmawiali więc przyjaciołom z obozu
rzymian że obchodzą jakieś ważne święto poświęcone bogu którego rzymianie nie
specjalnie szanowali. Kolejną przewagą obozu herosów okazało się rodzeństwo
dzieci Ateny, obdarzone wrodzonym sprytem starało się wymyślać jak najlepsze
wymówki, w obozie Jupiter nie było przecież żadnych dzieci Ateny czy jak oni ją
nazywali Minerwy.
I tak życie powoli się toczyło, czas
mijał im na przygotowaniach wojennych i układaniu kolejnych teorii na temat
miejsca pobytu trzech zbiegów. Szczególnie jedna osoba była bardzo przybita
sytuacją. Wściekła Rachel bezustannie próbowała różnych sposobów przepowiadania
przyszłości, jednak niestety nadal bez skutku. Ofiary dla Apolla stały się
codziennością a dziwne odgłosy dochodzące z jaskini wyroczni już nikogo nie
dziwiły. Z początku obozowicze byli zaniepokojeni bezustannym hałasem
tłuczonych naczyń, wywracanych mebli czy okrzykami zdenerwowania.
Rachel siedziała na werandzie
Wielkiego Domu zawzięcie rozmawiając z Chejronem. Od paru godzin starała się go
przekonać na pozwolenie na opuszczenie obozu. Upierała się że dzięki znajomości
miasta, pieniądzom i pozycji ojca a także zdolnościami wyroczni uda jej się
znaleźć zaginionych herosów. Chejron jednak nieprzebłaganie odmawiał
usprawiedliwiając swoją decyzję brakiem wyszkolenia i zbyt dużą liczbą potworów
czyhających na nastolatków poza granicami obozu.
-Jak chcesz- powiedziała w końcu
kompletnie zrezygnowana- możesz mnie nie puścić. – wysyczała przez zaciśnięte
zęby.- ale w tym momencie potrzebują pomocy.
Opuszczona fabryka, ten sam czas…
- Przydała by się pomoc- wyszeptała
Lizie skulona za stosem śmieci. Parę minut po odnalezieniu miejsca którego
szukali tak długo i parę sekund po tym jak w pośpiechu ukryli się, do hali
wmaszerował cyklop. Jednooki potwór był jednak największym cyklopem jakiego
kiedykolwiek widzieli na oczy. Długie, grube nogi z udami przypominającymi
pniaki ogromnych drzew, wielki tułów i niezwykle długie ręce z dłońmi
przypominającymi pokrywy od koszy na śmieci, długa broda i zmierzwione włosy kolory
smoły a także małe świńskie oczka sprawiały wrażenie że cyklop ten nie był
raczej typem pasterza i hodowcy owiec. Ponieważ zbroję zostawił w magazynie
miał na sobie tylko brudną tunikę z materiału niewiadomego pochodzenia. Na
twarzy miał jeszcze resztki swojego posiłku. Trójka herosów usłyszała tylko
niski pomruk kiedy zdał sobie sprawę że jego towarzysze już wyruszyli. Podszedł
do ściany i zaczął zakładać zbroję.
- Mamy szczęście że nie jest zbyt
inteligentny.- wymruczała cicho Mary. W tym samym momencie powietrze przeciął
świst. Jeden ze sztyletów potwora wbił się tuż obok głowy dziewczyny.
- Nie jestem głuchy- warknął stojąc
teraz parę kroków przed nimi już w pełnym rynsztunku.- poza tym poczułem wasz zapach przed tym jak tu
weszłem.
- wszedłem- automatycznie poprawiła
go Lizie. W odpowiedzi usłyszała tylko pomruk i kolejny sztylet mknął już w ich
stronę.
Trójka herosów zanurkowała i
przeturlała się za stertę rupieci za którą wcześniej się ukrywali.
- Chcemy pobawić się w chowanego
tak?- zaśmiał się cyklop. Jego śmiech brzmiał jak wrzaski zarzynanej świni.
- To co robimy?- zapytał Will
trzymając już miecz i bacznie obserwując przeciwnika.
Elizabeth przełknęła ślinę- nie mam
pojęcia…
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz