Rozdział 37.
Opis typowej nowoczesnej jaskini
potworów doskonale oddawała pomieszczenie w którym się znaleźli. Teraz jednak
trójka herosów nie zajmowała się głębszym analizowaniem wystroju wnętrza. Byli
raczej zbytnio zajęci walką o przeżycie. Okazało się że zabawa w chowanego nie
była jednak najlepszym pomysłem, jak na razie była ich jedyną strategią. Od
paru już minut powtarzał się ten sam schemat, znalezienie kryjówki, odgłos
ciężkich kroków, zwycięski ryk cyklopa i poszukiwanie innej kryjówki. Było to
trochę niedorzeczne, herosi którzy jeszcze niedawno sami pokonali
najpaskudniejszego drakona teraz bali się konfrontacji ze zwykłym cyklopem!
Półbogowie znaleźli jak do tej pory
najlepszą kryjówkę, Will nerwowo przeskakiwał z nogi na nogę nerwowo przerzucając
miecz z jednej ręki do drugiej. Nie podobało mu się to że zamiast stanąć do
walki biegali po magazynie.
- No i co robimy?- syknął przez
zaciśnięte zęby.
- Ta restauracyjka w której zjedliśmy
lunch była całkiem miła- odszeptała Mary.
- Bądź poważna- warknął Will.
- Przepraszam- pisnęła-denerwuję się,
a przecież wiesz Will że jak się denerwuję to gadam.
- Elizabeth, żadnej błyskotliwej
taktyki?- zapytał z nadzieją chłopak.
Lizie pokręciła tylko głową i ciasno
zacisnęła usta. Później jednak uśmiechnęła się szeroko.
- Nie mam żadnego planu.- odparła
wesoło i z krzykiem rzuciła się na środek magazynu. Will pobiegł zaraz po niej,
a za nim wybiegła Mary.
-YOLOoooo!- zawołała rudowłosa
dziewczyna.
-Mary!- ryknął syn Hermesa unosząc
miecz- masz szlaban na przeglądanie tych głupich stron internetowych!
- Zawrzyjcie otwory gębowe!!! Nie
kłóćcie się!
- ROAR!
Ten ostatni okrzyk był ostatnim
słowem umierającego już cyklopa.
- Przeklinam was! Przeklinam was
wszystkich. Będziecie uciekać, a oni będą was gonić!- bredził cyklop powoli
zaczynając zamieniać się w pył.
- Och, zamknij się już. – powiedziała
Mary odcinając mu łeb.
Tam gdzie jeszcze przed chwilą leżało
truchło została tylko jego torba podróżna.
- To było o wiele prostsze niż
myśleliśmy.- skwitował szybką śmierć cyklopa Will- A to jego przekleństwo? Kogo
on chciał nim oszukać.- zaśmiał się.
- Nie lekceważmy tego.- powiedziała
Elizabeth- nie wiadomo pod kim służył, kto był jego rodzicami. Miał świetny
słuch, może znał nasze imiona.- zmierzyła wzrokiem swojego przyjaciela.
- Hej, musicie to zobaczyć.- Mary
przeszukiwała pakunek potwora.- Te głupki wydrukowały swoje broszury-roześmiała
się machając im przed oczami kolorową ulotką.- Mają nawet mapę.
Jej towarzysze z zaciekawieniem
podeszli do niej. Faktycznie, Irlandka podała im folder który mogli uznać za
ulotkę biura podróżniczego.
- Dziesiąty, cyklopi pułk lądowy
imienia Polifema.- przeczytała na głos Lizie.- chyba sobie ze mnie żartujesz!
- Zaznaczyli swoje miejsce zbiórki-
powiedział Will wskazując na dołączoną mapkę.- i to miejsce w którym się
znajdujemy też jest zaznaczone.
- I miejsce w które zmierzają też.-
mruknęła Elizabeth wskazując palcem na ogromny czerwony punkt zaznaczony na
mapie, opisany pięknym rysunkiem czaszki.
- Mając tę mapę nie musimy już zostawać
w tym okropnym mieście.- ucieszyła się Mary.
- Nie lubisz Nowego Jorku?- spytał
zaskoczony Will.
- Dużo o nim słyszałam, ale nikt nie
ostrzegł mnie że właściciele hosteli są byłymi ochroniarzami mafiosów, a we
wszystkich kafejkach czają się buce. Spodziewałam się bardziej nożnych łowców,
faerii, wampirów i wilkołaków.
- William ma racje- stwierdziła tylko
Lizie szczerząc się.- masz szlaban na korzystanie z Tumblra.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz