Rozdział 35.
Po walce z drakonem wszyscy spali aż
do południa. Dopiero wtedy bardzo miły właściciel motelu wyświadczył im
przysługę budząc ich głośnym waleniem w drzwi ich pokoju. Syn Hermesa, który
spał najbliżej drzwi poczłapał do drzwi i otworzył je. Do pomieszczenie wszedł
ich gospodarz. Był zdyszany po długiej podróży po schodach co dało mu ogromne,
wściekle czerwone rumieńce. Czyniło to jego wygląd jeszcze bardziej śmiesznym. Kępka
włosów, które kiedyś zapewne były czarne, małe świńskie oczka i ogromny orli
nos w połączeniem z budową goryla sprawiał że Jerry wyglądał raczej na
ochroniarza jakiegoś mafijnego bosa. W rzeczywistości była to prawda, o czym
zresztą poinformował trójkę herosów kiedy tylko weszli do jego motelu.
Tym razem nie przyszedł poinformować
ich o swojej kryminalnej przeszłości, którą nawiasem mówiąc lubił często
wspominać. Powiedział im że mają się już wynosić i zwolnić pokój który śmieli
użytkować. Trójka herosów nie przywiązała się zbytnio do pokoju w którym
nocowali, nie protestowali też i nie próbowali wynająć go na kolejną noc.
Postanowili wynieść się jak najszybciej i cały dzień spędzić na szukaniu
anormalnych rzeczy rozsianych po mieście.
- Nie miałbym nic przeciwko temu
abyśmy wreszcie znaleźli tę fabrykę.- wymamrotał Will kiedy trójka przyjaciół
szła w stronę najbliższej stacji metra.
- Dzisiaj nam się uda- powiedziała
przekonana Mary idąc dziarsko obok Elizabeth.
- Skąd ta pewność?- zainteresowała
się córka Ateny.
Rudowłosa wzruszyła tylko ramionami-
przeczucie- odpowiedziała po prostu podchodząc do automatu z biletami.
- W tych okolicach jeszcze nie
byliśmy- powiedziała Lizie podchodząc bliżej do mapy metra.- Może naprawdę
dopisze nam dziś szczęście?
- Może- powtórzyła Mary uśmiechając
się od ucha do ucha.
Jeśli nawet herosi nie znaleźli
żadnych wskazówek to dzień spokojnie można było uznać za udany. Do godziny
drugiej po południu zdążyli już zapoznać się z lepszą stroną Nowego Jorku
której jeszcze dotąd nie widzieli.
Jakkolwiek dobrze by się bawili nie
zapomnieli jednak o swojej misji i po południu znowu rzucili się w wir
poszukiwań.
O miejscu które tak bardzo pragnęli
znaleźć wiedzieli niewiele, opuszczona i przestronna hala jednej z podmiejskich
fabryk. I choć w ubiegłych dniach schodzili wiele podobnych do siebie miejsc,
tym razem doskonale wiedzieli że nareszcie znaleźli odpowiednie miejsce które widzieli w snach.
Czekało ich jednak jedno, wielkie
rozczarowanie.
- Niemożliwe- uśmiech Mary zbladł
kiedy tylko zobaczyła pustą przestrzeń.
- Spóźniliśmy się!- zdenerwowany Will
kopnął zwitek papieru leżący obok niego.
- Na pewno tu byli- powiedziała
Elizabeth nachylając się nad resztkami niedokończonego posiłku który z
pewnością należał kiedyś do potwora.- mięso się jeszcze nie rozkłada, jest
dosyć świeże. Nie opuszczali kryjówki w pospiechu- mówiąc szła powoli w stronę
drzwi.- zatarli wszystkie ślady. Brak prochów, żaden z zebranych potworów nie
ucierpiał, a przynajmniej nie tu. Byli tu przez dłuższy czas, musieli…- urwała
uważnie oglądając każdy kąt pomieszczenia. Szybkim krokiem podeszła do ściany a
jej oczy rozszerzyły się ze strachu gdy znalazła ostatnią wskazówkę.
- Kryć się.- syknęła i skoczyła za
stos rupieci stojących w kącie. Reszta natychmiast do niej dołączyła.
- Co się stało?- spytał szeptem Will
wyjmując miecz.
Córka Ateny wskazała na ścianę. Przy
obskurnej ścianie leżała oparta stara i podniszczona już zbroja z wieloma
śladami napraw, długi miecz i zestaw sztyletów oraz tarcza.
- Ktoś spóźnił się na wymarsz.-
odszepnęła Elizabeth uważnie obserwując wejście.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz