Rozdział 19.
Leczenie
ran po ostatnim starciu zajęło o wiele mniej czasu od leczenia dumy. Zarówno
Percy jak i Jason odczuwali swego rodzaju zawstydzenie połączone z poczuciem
winy. Choć teoretycznie to nie oni dowodzili i tak oni uznawani byli za
największych przegranych. Obóz jednak rozumiał sytuacje w jakiej się znaleźli.
Było to jeszcze gorsze od publicznego wytykania.
- Chłopie!
Czuję się jak przed bitwą… znowu wszyscy nam współczują- żachnął się Jason.
Percy i
Jason siedzieli wygodnie na plaży. Większość obozowiczów miało o tej porze
zajęcia nikt więc nie przychodził ich pocieszyć.
- Tobie
współczują bardziej- zaśmiał się Percy.
- Masz
rację- syn Jupitera skrzywił się i pomasował bolącą głowę. Jason oberwał
wielkim i ciężkim toporem od Mary co pozostawiło mu ogromnego guza.- ale ty też
oberwałeś po tyłku!
- Po moim
boskim tyłku?!- Percy udał zdziwienie- Lizie raniła mnie w ramię- westchnął
teatralnie- ale jeśli chcesz to możesz sprawdzić czy mój boski tyłek jest cały…
- Może
lepiej niech obejrzy go Annabeth?
W tym
momencie twarz Jacksona przyjęła barwę dojrzałego pomidora.
- Co mam
obejrzeć?
Percy
zrobił się jeszcze bardziej czerwony.
- Ulubiona
płyta One Direction mu się porysowała. Percy nie może jej odtworzyć,
biedaczek.- Jason uśmiechnął się podle w stronę Jacksona.
Annabeth
zaśmiała się- Percy nie słucha One Direction.
Teraz to
syn Posejdona się uśmiechał. Objął swoją dziewczynę ramieniem.- Och człowieku
błyskawico, mówiłem ci że moja genialna dziewczyna się na to nie nabierze…
Jason
wzruszył ramionami- warto było spróbować.
…
Percy szedł
powoli w stronę pawilonu jadalnego. Wcześniej pożegnał się z Jasonem i swoją
dziewczyną. Z wszystkich stron dobiegały go zwycięskie syki dzieci Aresa. Po
dwóch dniach Percy stwierdził że dzieci Aresa porozumiewają się chyba tylko
sycząc i rycząc.
-
Przepraszam- jakby spod ziemi obok niego wyrosła Elizabeth. Stanowczo za dużo
czasu spędzała z Hoodami.
- Za co?
Zarumieniła
się- Mogliśmy wymyśleć coś innego. Teraz cały obóz się z was śmieje…
- Och, nie
przejmuj się Lizie. Jesteśmy przyzwyczajeni.- mimowolnie jednak się skrzywił.
- Uważaj bo
ci uwierzę.- prychnęła dziewczyna- Dobrze wiem że nie jesteś przyzwyczajony do
przegrywania Jackson. Zazwyczaj nie przegrywasz.
Percy
uśmiechnął się szeroko.
-Pamiętam
moje początki na obozie… Nie było tak łatwo.
Lizie się
wyszczerzyła- Annabeth mi opowiadała. Nadal ślinisz się przez sen?
Percy
zmieszał się odrobinkę. – Nie, nie wiem. Chyba nie…
Lizie tylko
się roześmiała. Choć była córką Ateny i w ogóle nieźle walczyła w niektórych
momentach przypominała mu bardziej córkę Hermesa. No i mogła by być też córką
Hefajstosa, czasami zachowywała się jak Valdez.
- Jesteś
pewna że jesteś córką Ateny?
Mina
Elizabeth zmieniła się raptownie. Przyglądała się mu jakby zastanawiając jaki
całun pogrzebowy będzie mu pasował. Uniosła brew do góry i uśmiechnęła się
wrednie.
- Wątpisz w
to Jackson?
- Nie!
Przypominasz mi tylko mojego kumpla Leo Valdeza i wyrastasz spod ziemi jak
bracia Hood.
Lizie
zagryzła dolną wargę.
- Ja… ja
wiem że ja nie zachowuję się jak inne dzieci Ateny. Ja nie wiem dlaczego tak
jest… Czasami myślę…- westchnęła- Może masz rację. Może nie jestem…
Percy
popatrzył na nią – Nie żartuj! To nie możliwe, chyba że znasz inną boginię
mądrości z mitologii greckiej.
Lizie
uśmiechnęła się słabo.- Malcolm kazał mi przekazać że mam powiedzieć Annabeth
żeby powiedziała ci że Malcolm chce żebyś był z nami w następnej bitwie o
sztandar. Walczymy przeciwko Aresowi.
- Chcecie
mnie? Po mojej spektakularnej porażce?
- Nie
przesadzaj Percy! Wygraliśmy dzięki naszej błyskotliwej taktyce, wy nie
mieliście z nami szans.
Skrzywił
się- Dzięki Lizie. Wiesz jak podnieść na duchu.
- Nie
przejmuj się Jackson. W ten czwartek będziemy walczyć razem i razem skopiemy
tyłki dzieciom Aresa.
Percy
roześmiał się- Wiesz jak podnieść na duchu.
…
Królowa
Shess chodziła w kółko. Wyraźnie utykała, była jedną z ostatnich potworów
którym udało się przedostać przez wrota śmierci. W wyniku walki którą stoczyła
z innymi potworami straciła jednak kawałek jednej ze swoich wężowych nóg (była
drakainą).
Do
opuszczonego magazynu weszła inna drakain.
-
Siosssstro.
- Maszszsz
jakieśśśś wiadomości?
-
Ssssschwytaliśmy już trzy drakony- zaśmiała się- Miła niessspodzianka dla
naszych zzzznajomych z obozzzu!
- Mussssimy
być lepiej przygotowani. Nie pamiętasz już jak herosssi nass zmiażdżyli w
bitwie o Manhatan?
- To
przezzz Kronossssa! Myślał tylko o zemśśście. Obiecał nam wolnośśść!
- Maszszsz
rację siossstro. Kronossss był sssłaby. Gaja była nieprzygotowana. My musimy
być lepsi…
- Zzzzbiorę
więcej drakonów.
- Dobrze
siosssstro. Bardzo dobrze…
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz