Hej!

Endżoj !!!

wtorek, 29 marca 2016

Rozdział 2. Młotek- zabójcza broń herosów



Młotek-zabójcza broń herosów.

 

Rozdział drugi


- Hej Annabeth nie martw się . kocham cię. Możesz zostać tu ze mną. Możesz zostać na zawsze.

Ten głos, głos mojego ojca mnie wołał. Usiadłam spocona i przetarłam oczy. Od tygodnia nie zmrużyłam oka a kiedy już udało mi się zasnąć dręczył mnie ten jeden koszmar. Byłam w jakimś ciemnym pomieszczeniu, to był chyba magazyn. Nie wiedziałam dlaczego ale intuicja podpowiadała mi że powinnam czegoś poszukać. Kiedy czułam że to znalazłam zawsze odzywał się mój ojciec. Nie wiem skąd do licha nagle mój ojciec mówi do mnie w magazynie i każe mi zostawić ich. Ich! Kto to oni? Przecież z domu uciekłam sama. Przez chwilę pomyślałam że może moi przyrodni bracia za mną idą, ale to niemożliwe. Są za mali. Już od tygodnia wędruje po lesie i szczerze mówiąc jestem przerażona. Każdy szmer wydaje mi się zbliżającym się potworem, a każde auto autem taty. Całkiem inaczej wyobrażałam sobie ucieczkę z domu. W szkole bliźniacy Emma i Jack Wilkinson opowiadają ciągle o swoich ucieczkach. Ale oni nigdy nie wspominali o dziwnych kobietach z wężami zamiast nóg czy dziewczynach mieszkających w strumykach i rzekach. Ich ucieczka przypominała raczej kemping w namiotach niż to co przeżywam ja. Kiedy ostatnio byłam w śmiertelniczym sklepie stale się rozglądałam. Sprzedawca podejrzewał że jestem złodziejką więc wcisnęłam mu kit o tym że jestem z szkoły przetrwania i to jedno z naszych zadań.
- Ukraść coś z mojego sklepu?- zapytał lekko przestraszony wizją hordy dzieci szturmujących jego sklep.
- Nie- powiedziałam nie pewna- mamy odbyć samotną wycieczkę po okolicy i przynieść coś ze sobą.
- Powodzenia- powiedział sprzedawca z miłym uśmiechem na ustach. Później jednak nie byłam pewna czy nie szczerzył do mnie zębów. Niepokojąco dużych i ostrych. Przeszły mnie ciarki gdy sobie o tym przypomniałam.  Oczami wyobraźni zobaczyłam kły rozrywające moją szyję i krzyknęłam.
- Musisz się opanować Annabeth- powtarzałam trzęsąc się z zimna. Spakowałam rzeczy i wyruszyłam w drogę. Po drodze nie napotkałam niczego dziwnego. Ale co dziwnego w lesie może znaleźć samotna siedmioletnia półbogini oprócz minotaura, hydry lernejskiej i Cerber może wyjść z podziemni i erynie i…
- Uspokój się Annabeth Chase córko Ateny. Jest tyle potworów które mogą cię zabić że nie dasz rady wymienić ich wszystkich!
Doskonale pamiętam jak z rodziną taty oglądaliśmy Harrego Pottera. Puszek, ten pies o trzech głowach, albo bazyliszek. Ale one tak nie wyglądają. Jestem pewna że ten miecz Gryfindor’a był zrobiony z niebiańskiego spiżu. Szkoda że nie mam takiego sprzętu jak miał ten brytol w okularkach. Ale jakoś muszę sobie poradzić z moim pierścieniem. Głupi kawałek niebiańskiego spiżu, choć czasami jest przydatny. Myślałam nad tym żeby go przetopić, ale jest pamiątką po matce i tym starym dobrym tacie. Pamiętam jak przed atakami potworów, przed tym jak dowiedziałam się o mamie, kiedy myślałam że nas po prostu porzuciła po porodzie. Siedzieliśmy na wzgórzu obok domu i tata pokazywał mi gwiazdozbiory. To wtedy mi powiedział o Atenie. Zresztą jestem pewna że nie osiągnę temperatury odpowiedniej do stopienia niebiańskiego spiżu a nawet jeśli to z pierścienia nie starczy nawet na nędzny sztylet. Muszę jak najszybciej znaleźć Chejrona. Nie wiem jak inni półbogowie radzą sobie z tymi wszystkimi potworami. Z minuty na minutę coraz bardziej podziwiałam Heraklesa. Nie lubię gościa ale miał chłopak talent do walki. Postanowiłam trzymać się miasteczka. Ale nagle coś wyczułam, nie nosem tylko po prostu wyczułam. Szybko skręciłam w pierwszy zaułek na ulicy. Genialnie nie ??? Uciekać przed potworami i chować się w ślepym zaułku.
Z szybko bijącym sercem podbiegłam do pierwszej lepszej skrzyni na którą dopiero teraz zwróciłam uwagę. Dzięki bogom że tu była.
- Mówię ci Thalia tutaj coś jest. Wyczuwam to- powiedział głos który na pewno należał do chłopaka.
-Wyczuwasz to?! Wyczuwasz? Błagam cię Luke!
- Mówiłem ci że ta Amaltea pachniała jakoś dziwnie i miałem rację
- Luke, pachniała dziwnie bo to koza!
- Przymknij się- warknął zdenerwowany Luke.- i wyjmij lepiej egidę.
- Dobry pomysł - mruknęła dziewczyna nazywana Thalia. – Może się przestraszy to coś.
- Już to widzę.- prychnął Luke- prędzej się przestraszy się twojej twarzy- syknął.
Ostatnia uwaga mnie przeraziła. Jakie to mogą być potwory skoro dziewczyna, przedstawicielka płci pięknej przeraziła nawet swojego kolegę. Zalała mnie fala strachu. Nie przeżyję tego spotkania.
Usłyszałam kroki i wstrzymałam oddech. Po chwili kroki ucichły i usłyszałam ciche parsknięcie.
- No i co wyczułeś?- zapytała z ironią.
Usłyszałam kroki. Coraz głośniejsze, coraz głośniejsze. I nie wytrzymałam. Wygrzebałam z plecaka młotek. Jeżeli mam zginąć to jak przystało na herosa! Wyskoczyłam ze skrzyni i zaatakowałam. Machnęłam nim i trafiłam w najbliższego potwora. Później zdzieliłam drugiego po głowie.
-Bogowie! Ale ta mała ma uderzenie- zasyczał ten którego zdzieliłam po łbie. Spojrzałam na nich. Wyglądali POTWORNIE. Chłopak miał zieloną skórę pokrytą łuskami a dziewczyna była trupio blada i nie miała oczu!
- Hej, dziewczynko. Uspokój się. Nie zamierzamy cię skrzywdzić. Jestem Thalia. A to jest Luke.- miała dziwnie ludzki głos jak na potwora.
- Potwory – odniosłam wrażenie że mój głos zabrzmiał o wiele cieniej niż zazwyczaj.
- Nie. Ale wiemy o potworach. My też z nimi walczymy.- jego głos był bardziej spokojny niż dziewczyny. Gdy to powiedział obraz jak w telewizji zaczął się zmieniać. Chłopak o imieniu Luke okazał się być niebieskookim blondynem a dziewczyna, chyba Thalia miał krótkie postrzępione czarne włosy i dosyć mocny i mroczny makijaż (według siedmioletniej Annie J nie demonizujmy Thalii – od autorki ). Oboje byli ode mnie starsi i więksi. Nawet gdyby okazali się potworami nie miałabym z nimi szans. Umarłabym sama w opuszczonej uliczce z dala od rodziny. A ze mną umarłby Chejron. W głosie Luka słyszałam jednak uspokajającą nutę.
- Jesteście tacy jak ja?- zapytałam cicho. Wiedziałam że nawet gdyby byli potworami nie przyznali się do tego. Ale byłam pewna że naprawdę są tacy jak ja.
- Tak i pomożemy ci. Możemy ci pomóc! Możesz z nami iść, zaopiekujemy się tobą.- powiedział chłopak patrząc na mnie swoimi niebieskimi oczkami.
- I nie oddacie mnie tacie?- zapytałam przerażona perspektywą powrotu do domu.
- Nie oddamy cię. Teraz jesteś naszą rodziną. Obiecuję że nie pozwolę żeby coś ci się stało. Jesteśmy rodziną.- powiedział uśmiechając się do mnie. Pochylił się nade mną i wyjął coś z plecaka.
- Widzisz – powiedział pokazując mi sztylet- jest zrobiony z niebiańskiego spiżu. Zabija potwory. Sztyletami walczą tylko najlepsi i najszybsi wojownicy. Weź go, jest twój.
W tej chwili poczułam się jakby gwiazdka przyszła szybciej. Jednego dnia straciłam nadzieję, zawędrowałam do zaułka, Myślałam o swojej śmierci chyba trzy razy i nagle buch! Znalazłam rodzinę, dostałam sztylet i wreszcie mam czym walczyć z potworami. Poczułam nadzieję i uśmiechnęłam się do moich wybawców od ucha do ucha.
- Chodź – powiedziała śmiejąc się Thalia- poszukam ci jakichś ubrań.
- Tylko nie odchodźcie za daleko!- krzyczał za nami Luke.
- Chyba cię polubił- powiedziała Thalia a jej twarz spoważniała.
Po chwili obie się roześmiałyśmy. Tak zaczęła się nasza przygoda!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz