Hej!

Endżoj !!!

sobota, 26 marca 2016

Rozdział 1. Stado dzieci Zeusa



ROZDZIAŁ PIERWSZY
Stado dzieci Zeusa.                                                                                                                                            
                   Hej! Nie wiem od czego zacząć. Chyba od początku ;-). Jakbyście się czuli gdyby wasza macocha traktowała was jak powietrze J?  Ja właśnie tak spędziłam dzieciństwo, a w każdym razie siedem pierwszych lat.  Do tego potwory. Moje życie polegało na leżeniu na łóżku (tak, nie spałam na podłodze przy piecu) i zastanawianiu się czym tak bardzo zraziłam do siebie Atenę.  Pewnego dnia podczas wakacji, był to chyba sierpień wyszłam z domu wczesnym rankiem i wróciłam dopiero dwie godziny przed powrotem ojca z pracy. Kiedy weszłam na werandę zauważyłam moją macochę siedzącą przy stoliku. Zalewała się łzami. Choć nigdy nie czułam do niej cieplejszych uczuć niż obojętność podeszłam do niej.
-co się stało?-byłam naprawdę zaniepokojona zachowaniem żony mojego ojca. Była spokojną i szczęśliwą osobą. Co zmieniło się od rana? Po moim pytaniu zalała się jeszcze większym potokiem łez. W ręku trzymała pogiętą fotografię. Niepewnie podniosłam ją do oczu i zaniemówiłam. Zdjęcie przedstawiało piękną, wysoką kobietę o nieco arystokratycznych rysach twarzy. A mężczyzna obok… nie to nie może być mój ojciec. A jednak to był on. Nie wiedziałam skąd to zdjęcie się znalazło z rękach  macochy.
-Skąd masz to zdjęcie?-zapytałam roztrzęsionym głosem. Nawet ojciec nie miał żadnej pamiątki po mojej mamie a tu ni stąd ni z owąd zdjęcie. Nagle mój  wzrok padł na coś czego nie zauważyłam przedtem. Była to koperta, porwana i pogięta. Coś z niej wystawało. Z szybko bijącym sercem podeszłam jak na skrzydłach i wzięłam trzęsącymi się rękoma kartkę papieru zaadresowaną do mnie.
Droga Annabeth!
Chciałam do Ciebie napisać od dłuższego czasu. Choć z pewnością znalazła bym inne sposoby by się z tobą skontaktować wybrałam właśnie ten. Dlaczego? Myślę że gdybym rozmawiała z tobą twarzą w twarz nie powiedziałabym Ci wszystkiego. Kiedy twój ojciec i ja się poznaliśmy był studentem. Uczucie które nas łączyło było silniejsze od zwykłego fizycznego pociągu. Wiem co mówię. Żyję już ponad 3 tysiące lat. Kiedy oddałam Cię do niego, uniesiony gniewem wyrzucił mi że to moim obowiązkiem jest wychowanie Ciebie. Okropnie się pokłóciliśmy, jesteś wspaniałym darem dla niego a on Cię wówczas nie doceniał. Nie obwiniaj się więc, to nie ty mnie zraziłaś, po prostu nie mogę się tobą zaopiekować. Nawet gdybym mogła nie wzięłabym Cię na Olimp. Nie skrzywdziłabym cię tak bardzo.
                                           Twoja    oddana   matka.
Jeszcze raz przyjrzałam się zdjęciu. Teraz już bez problemu rozpoznawałam podobieństwo między sobą a matką. Te same oczy,  nawet rysy twarzy podobne. Nagle zauważyłam również coś srebrnego. Bez wahania wzięłam to coś do ręki. Okazało się to pięknym pierścieniem z emblematem jakiegoś uniwersytetu. Do niego również przyczepiona była kartka.

       Ten pierścień to mój prezent dla twojego ojca. Oddał mi go podczas naszej ostatniej kłótni. Niech Cię strzeże.


Wszystko to wlało mieszaninę uczuć do mojej głowy. Spojrzałam na swoją macochę.
-Jest do ciebie bardzo podobna Annabeth-powiedziała uśmiechając się lekko. To dziwne ale  pierwszy raz słyszałam jak macocha wymawia moje imię z takim uczuciem. W tej chwili fala złości mnie zalała. Moja matka miała rację. To nie ona jest winna, to mój ojciec. Przez większość życia swoją macochę uważałam za najgorszą osobę na globie. Ale to nie ona ale mój ojciec mnie nie chciał. To jego wina’’ jesteś wspaniałym darem dla niego a on Cię wówczas nie doceniał. ‘’  on mnie nigdy nie doceniał i nie doceni. Wyjdę i nigdy nie wrócę. A pewnego dnia spotkam się z ojcem i wygarnę mu, rzucę w twarz lecz  z zimną krwią. Nic mnie wtedy nie ruszy.
-Mój ojciec nigdy nie kochał mnie. Lecz widzę że ciebie i wasze dzieci kocha –powiedziałam. Po chwili stało się coś czego się nie spodziewałam. Przytuliła mnie, ona mnie przytuliła! Nagle usłyszałam coś co zamroziło mi krew w żyłach. Krzyk moich braci. Obie popędziłyśmy na górę i z zapartym tchem wbiegłyśmy do ich pokoju. To co tam zobaczyłyśmy jeszcze długo śniło mi się po nocach. Moi bracia siedzieli ściskani przez ogromnego węża. Moja przerażona macocha stała sparaliżowana. Bez wahania rzuciłam się na niego. Dopiero później doszłam do wniosku że przecież to co zrobiłam było debilne.  Nie wiem jak to zrobiłam ale po pół godziny walki wąż padł martwy. Lecz nie obyło się bez ran. Ja sama miałam dużo głębokich ran i mniejszych rozcięć. Na domiar złego jeden z moich przyrodnich braci miał na ramieniu głębokie rozcięcie które na pewno skończy się blizną.
-Przepraszam-wybąkałam tylko czekając na uzasadniony wybuch złości ze strony macochy. Nic takiego się jednak nie stało. Zamiast wrzasków opatrzyła moje rany i serdecznie mi podziękowała.
-Zrozumiem jeśli mnie znienawidziłaś. Ale przez ten cały czas nie mogłam dorównać twojej mamie, zawsze zastanawiałam się co robię nie tak. –zaczęła mówić. Lecz po dzisiejszym dniu nie miałam do niej żadnych uwag czy skarg i powiedziałam jej to.
-Zrozumiem również jeśli nie będziesz chciała zostać w domu po tym wszystkim.
I faktyczne tak było. Tak było lepiej dla wszystkich. To również jej powiedziałam na co ona odpowiedziała że na pewno sobie poradzę i spakowała mi nawet kilka najpotrzebniejszych rzeczy i dostałam  kilkadziesiąt dolarów. Byłam bardzo zdziwiona tą odmianą ale nie miałam czasu żeby o tym głębiej pomyśleć bo za kwadrans przyjeżdża ojciec.
-Dziękuje za wszystko i przepraszam za … za wszystko.-powiedziałam na odchodnym i pocałowałam ją w policzek! A ona tylko się uśmiechnęła. Wyruszyłam w drogę jak najszybciej mogłam. Zbiegłam po wzgórzu i dobiegłam do pobliskiego lasu. Już tam rozpakowałam plecak, był w nim drewniany młotek, suchy prowiant, kilka rzeczy na zmianę i list ze zdjęciem. Oprócz tego było jeszcze coś. Pogięta lekko pożółkła kartka zapisana pięknym odręcznym pismem. Pismem mojej matki, pismem Ateny. Kolejna wiadomość od nieodzywającej się tak długo mamy.

                                                                    


Droga Annie!

Nie ukrywam że twoja decyzja zbiła mnie z tropu. Myślałam że po dzisiejszym dniu będziesz próbowała żyć normalnie i pogodzić się z ojcem i macochą. Mam do Ciebie jednak pełne zaufanie i wiem że wybrałaś słusznie. Rozumiem targające tobą emocje. Wiem również że podczas walki z wężem ( to swoją drogą było bardzo odważne i straszliwie głupie J ) zgubiłaś pierścień. Znajdziesz go w kopercie z tym listem. Nadal zastanawiasz się pewnie jak pokonałaś tego węża? Otóż wąż przez przypadek (całkowity przypadek, nie wiem jak to się stało )połknął i zadławił się pierścieniem. Pamiętaj że jest zrobiony z NIEBIAŃSKIEGO SPIŻU. Miej uszy i oczy otwarte, nie cała twoja rodzina mieszka w twoim domu.
              Twoja  oddana  i  dumna  matka

Poczułam dziwne ciepło roztaczające się po ciele. Poszłam głębiej w las nie bojąc się niczego. Z oddali usłyszałam roztrzęsiony głos ojca i donośny głos macochy opowiadającej wymyślone naprędce  kłamstwo.
Zaczęłam się zastanawiać nad listem od matki. Był bardzo klarowny, ale coś mnie zastanawiało. Od lat wiedziałam że moją matką jest Atena więc cała moja rodzina nie może mieszkać w moim domu. Ale miałam wrażenie że matce nie chodziło o bogów. Pomyślałam że bardzo prawdopodobne jest to że chodzi jej o innych półbogów typu Perseusz czy inny Herakles. Skoro bogowie żyją to pewne jest to że nie jestem jedyną córką Ateny. A Zeus to na pewno ma stado dzieci pomyślałam i natychmiast tego pożałowałam bo niebo przecięła błyskawica
- No dobra, dobra przepraszam- wymruczałam. Po chwili dotarło do mnie to że stoję w środku lasu patrzę w niebo i mówię do bogów olimpijskich. Roześmiałam się głośno. Ale skoro na ziemi żyją jeszcze herosi to według któregoś mitu bogowie spełnili życzenie Chejrona i pozwolili mu wykonywać swoje zadanie dopóki po globie będzie chodził półbóg. Więc  nawet jeśli byłam jedyną córką bogów to Chejron będzie żył tak długo jak ja. Nie wiedząc czemu zaczęłam mu współczuć. Nie wiedziałam gdzie jest a przeszukanie całego kraju trochę mi zajmie. Pomyślałam że może powinnam poszukać gdzieś w Grecji. Miałam przeczucie że jednak jest nas więcej. Super, więc musiałam tylko znaleźć Chejrona mistycznego centaura i nauczyciela Achillesa i nie dać się zabić przez setki potworów. Miałam już dosyć życia więc postanowiłam przekimać się w lesie. Przed pójściem spać coś mnie tknęło i rozgrzebałam dogasające ognisko. Czytałam o ofiarach całopalnych dla bogów greckich. Wygrzebałam z plecaka batonik czekoladowy i wrzuciłam go do ognia.
- To dla Ciebie matko Ateno. Pomóż mi znaleźć Chejrona proszę.
Stłumiłam ziewnięcie i zwinęłam się w kulkę.
-Dobranoc mamo
- Dobranoc Annabeth      

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz