Rozdział 41.
Trójka herosów powoli wywlekła się
powoli z przedziału na korytarz i dalej, podążając za Mary.
- Po tym jak wyszłam bo Will zaczął..
- Po tym jak wyszłaś do toalety-
grzecznie przypomniała Lizie.
- No właśnie- zmieszała się Mary.- po
tym jak wyszłam do toalety zauważyłam coś dziwnego.
- Oświecisz nas?- zapytał Will
rozglądając się ciekawie dookoła .
- Myślałam o tym co powiedziałeś.
Mówiłeś że to połączenie nie jest popularne, ale ten pociąg a przynajmniej ta
część w której jesteśmy my jest całkowicie pusta.- powiedziała Mary prowadząc
ich w głąb składu.
- Coś jest nie tak- mruknęła w końcu
Lizie zaglądając po kolei do wszystkich przedziałów które mijali.
- Stwierdziłam że trochę
powęszę-powiedziała młoda Irlandka zatrzymując się przed drzwiami ostatniego
przedziału z tego wagonu. – i odnalazłam to- to powiedziawszy otworzyła drzwi i
odsunęła się odrobine tak aby mogli wejść.
W dziesiątkach kartonów, pudełek i
pudełeczek na siedzeniach i podłodze leżały setki wydrukowanych ulotek. Will
wyjął z tylnej kieszeni spodni folder z mapą który znaleźli w magazynie.
- Takie same- stwierdził porównując
je ze sobą. Uważnie spojrzał na koleżanki czekając na ich reakcje. Zanim jednak
którakolwiek z nich zdążyła się odezwać usłyszeli dźwięk dzwoniącego telefonu.
- Will!- natychmiast krzyknęła
oskarżycielsko Mary w stronę syna boga złodziei. Ten tylko rozbawiony spojrzał
na Lizie.
Córka Ateny pokryta rumieńcem rzuciła
córce Nemezis szybkie spojrzenie i odebrała telefon.
-Tak?- zapytała unikając wzroku swojej
koleżanki która wpatrywał się w nią tak natarczywie jakby chciała wywiercić jej
dziurę w głowię.
-Och Gemátos to ty!- zawołała
uspokojona już Lizie.- po co dzwonisz?
Słuchała przez chwilę tego co muza
internetu miała im do powiedzenia i zagryzła dolną wargę ze zdenerwowania.
- Tak jesteśmy w pociągu na który nas
wysłałyście.- powiedziała niepewnie.- Coś nie tak?
W następnym momencie pobladła tak
bardzo że Will bał się ze zaraz zemdleje.
- Jak to zapomniałyście o tym
powiedzieć!- wrzasnęła do telefonu odwracając się w stronę swoich towarzyszy.
Zmierzyła ich wzrokiem i odpowiedziała.- Dziękujemy za waszą pomoc. – wycedziła
rozłączając się- Mamy poważne problemy.- warknęła.
Obóz ten sam czas…
- Policzmy tez centaurów- upierała
się Kate.
- Czy do ciebie nie dociera tępaku że
nie możemy być pewni że nam pomogą!- ryknął Jim- a tym bardziej nie możemy
zaplanować tego że obsadzą prawą flankę!
Takie kłótnie ostatnimi dniami były
na porządku dziennym. W tym momencie Kate i Jim kłócili się o to czy mogliby w
strategii obrony numer 765 umieścić centaurów.
- Zróbmy osobną strategię obrony z
centaurami. Plan numer 765’- zaproponowała pojednawczo Annie.
Planowanie ewentualnych bitew nie
było zbyt interesującym zajęciem. Nudę przerwało pojawienie się rodzeństwa
dzieci Hermesa.
Minęło już przeszło dwa dni odkąd
Chejron pozwolił herosom patrolującym miasto na pegazach lądować i rozglądać
się po Nowym Jorku. Wybrał do tego zadania przedstawicieli dwóch domków którzy
mieli teoretycznie najlepsze szanse na powodzenie w misji.
Obozowicze z rodzeństwa dzieci
Aresa-bo to między innymi ich wybrał centaur- próbowali niemalże wyczuć trop
uciekinierów i ogólnie ich poszukiwania wyglądem przypominały polowania.
Dzieci Hermesa natomiast to zadania
podeszli zgoła odmiennie, wykorzystując wrodzony spryt zdawali się po kolei
odtwarzać podróż trójki przyjaciół. Ta metoda choć czasochłonna przyniosła
efekty już drugiego dnia. Niewątpliwie jednak dopisało im również szczęście bo
kiedy sprawdzali kolejny już trop całkiem przypadkiem wpadli na starego
znajomego swojego brata. Bogom dzięki, okazało się że Will odziedziczył
ojcowskie rysy twarzy i przez rodzinne podobieństwo Bryan, bo on okazał się
owym przyjacielem pomylił jednego z chłopaków wysłanych na poszukiwania ze
swoim starym przyjacielem.
Tak więc oczywistym było że po tak
spektakularnym sukcesie, że teraz kiedy
podekscytowane dzieci Hermesa biegły w stronę sztabu strategicznego obozowicze
rzucili się w ich stronę aby podsłuchać cokolwiek ciekawego.
- Znaleźliśmy coś- zawołała
szczęśliwa Ellie jednocześnie próbując złapać oddech.
- Co takiego?- zapytała Annie podając
jej szklankę wody.
Córka Hermesa łapczywie rzuciła się
do picia i opróżniła szklankę nie odrywając od niej ust.
- Coś się stało?- zapytał Malcolm
jednocześnie podając wodę reszcie jej rodzeństwa.
- Znaleźliśmy ,HIK, interesujące
ślady.- powiedziała czkając głośno.- Odtworzyliśmy ,HIK, ich podróż ,HIK.
Natknęli się na cyklopów ,HIK!
Kate delikatnie pobladła.- Wiecie co
stało się dalej?
- On.. HIK, oni opu HIK, ich już HIK!
- Na litość bogów wysłów się
wreszcie!- zawołała z tłumu zniecierpliwiona Clarisse.
- Oni opuścili miasto! Ich już nie ma
w Nowym Jorku!- wyrzuciła na jednym oddechu Ellie starając się nie czkać.
Zrobiło się cicho, a w każdym razie
nikt nic nie mówił i słychać było tylko odgłosy czkawki.
- Wiecie co to znaczy – cicho zaczęła
Annie- teraz już nie możemy im pomóc.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz