Hej!

Endżoj !!!

wtorek, 20 września 2016

Rozdział 23. Skręcona kostka



Rozdział 23.



Przedzierali się przez las już pół dnia. Nie wyglądał on przyjaźniej od środka. Grube drzewa nie dopuszczały promieni słonecznych i trójka przyjaciół musiała miejscami nawet chodzić po omacku. Przybijająca cisza nie pomagała w rozproszeniu smętnej atmosfery. Nikt nie chciał odezwać się ani słowem. Potwory mogły czaić się przecież na każdym kroku, nie musieli jednak ich nawoływać.

Maszerowali przez las w sumie nie wiedząc gdzie się znajdują i kiedy zobaczą miasto. Równie dobrze mogli przecież chodzić w kółko albo zbliżać się do obozu. Dwa razy cudem uniknęli spotkania z innymi obozowiczami. Nie chcieli spotkać nikogo, a w szczególności swojego starszego rodzeństwa.
Gdy powoli tracili nadzieję na wydostanie się z lasu drzewa zdawały się rosnąć coraz rzadziej. Nie zdążyli jednak ucieszyć z tego powodu. Z drugiej strony lasu dobiegły ich nawoływania. Obóz rozpoczął już akcję ratunkową.
Spanikowani przyjaciele rzucili sobie przestraszone spojrzenia. Akcji poszukiwawczej spodziewali się dopiero jutro. Nie oglądając się popędzili przed siebie. W trakcie tego szaleńczego biegu Mary potknęła się o wystający korzeń. Wywróciła się przy okazji uderzając głową o pień najbliższego drzewa.
- Nigdy więcej nie wejdę do tej zbieraniny patyków i owadów zwanej lasem!
- Chcesz żeby nas znaleźli?- warknęła Lizie- Bardzo cię boli?- spytała już o wiele łagodniej.
- Mogę iść- Mary zacisnęła zęby i spróbowała wstać. Córka Ateny jednak przytrzymała ją na ziemi. Pochyliła się nad nią i delikatnie zbadała jej kostkę.
- Nie możesz- westchnęła- Masz skręconą kostkę.
- Skąd to wiesz?- zainteresowała się Irlandka.
- Annabeth mnie nauczyła jak rozpoznać skręconą kostkę. Mówi że nic tak nie denerwuje herosa jak skręcona kostka.
- Może oprócz wybitych palców albo głupiego zadania od boga, braku broni i zatrutego ostrza …
- Will, rozumiemy co masz na myśli.
- Tak czy inaczej nie możemy tu zostać, ale Mary nie może chodzić. Jest tylko jedno wyjście.- Lizie delikatnie spojrzała na przyjaciółkę wyciągniętą na ziemi.
- Nie. Nie dam się nieść- wysyczała przez zaciśnięte zęby.
- W takim razie dasz się złapać.- Will uśmiechnął się szyderczo.
Mary wyglądała jakby chciała zabić wszystkich (a w szczególności to przeklęte drzewo!). Odetchnęła głośno.
- No dobra… ale tylko się na was wesprę.
Lizie i Will przewrócili oczami i wymienili spojrzenia. Wzięli swoją towarzyszkę pomiędzy siebie i zarzucili sobie jej ręce na ramiona.

Drzewa przerzedzały się jeszcze bardziej. Wkrótce ich oczom ukazał się średniej wielkości drewniany domek.
Will zagwizdał- Dom w środku lasu, zbyt dużo horrorów ma taką fabułę.
- Może my okażemy się tą grupą która na końcu przeżyje?- optymistycznie stwierdziła Lizie.
- Ty pewnie będziesz tą piszczącą dziewczyną która ginie pierwsza- syn Hermesa uśmiechnął się złośliwie.
- Zazwyczaj pierwszy ginie nadęty i pusty osiłek- zaśmiała się Lizie.
- Dobrze że nikt z nas nie jest nadęty i pusty.- odetchnęła z ulgą Mary.
Will i Lizie wybuchli śmiechem.  Podeszli cicho na taras i stanęli przed drzwiami.
- Może po prostu je otworzysz Will?-zapytała Mary.
- Mogę spróbować- westchnął.
Nie musiał jednak nawet próbować bo w drugiej sekundzie drzwi otworzyły się same. Stała w nich piękna, starsza i czarnowłosa kobieta.  Miała na ustach delikatny uśmiech, stała sztywno wyprostowana w przydługiej sukni przypominającej kreacje z epoki wiktoriańskiej.
- Jestem lady Lidia Amanda Mia Izolda Ann. Co robicie na moim tarasie?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz