Rozdział 14.
- Przyłóż się Lennie- Percy zaczynał
czuć frustracje. Młodsza siostra Annie miała już dzisiaj dołączyć do klasy
szermierczej ale jeszcze jej nie było.
- Austin! Widziałeś nową z szóstki?
- Tak Percy. Widziałem ją. Miała małą
kłótnię z braćmi Waters.
- Mieli się uspokoić- Percy westchnął
i wyciągnął Orkan.
- Zaczęli obrażać jej rodzinę.
Percy wyszedł z placu na którym
ćwiczyli.
- Kawaleria nadciąga- mruknął.
Nie trudno było zobaczyć gdzie Lizie
jest. Wielka grupa obozowiczów zebrał się niedaleko Wielkiego domu. Z widocznym
ożywieniem kibicowali bijącym się.
- Uspokójcie się albo stracę
cierpliwość i pójdę po Chejrona- ryknął Percy.
- Chejron już tu jest- biały ogier z
torsem człowieka przykłusował do niego.
- Dlaczego jeszcze im nie przerwałeś?
Bracia Waters są lepiej przygotowani od Elizabeth. Zmiażdżą ją.
Chejron popatrzył na niego z
zagadkową miną po czym westchnął.
- Dzisiaj dałem jej prezent od matki.
Idź i sam zobacz.
Percy przepchnął się przez tłum i
przystanął ze zdumieniem.
Na środku placu stały cztery osoby.
Siostra Annabeth stała pośrodku otoczona przez trzech braci Waters wyjątkowo
paskudne trojaczki. W obu rękach trzymał dwa bliźniacze miecze którymi dziko
cięła wszystkich swoich przeciwników.
- Wystarczy Lizie!- na polanę wbiegł
Malcolm. Elizabeth spojrzała na niego i jednym cięciem rozbroiła braci Waters.
Jej miecze zniknęły. Percy wytrzeszczył oczy widział dużo dziwnych rzeczy ale
dwa znikające miecze były ciekawe. Malcolm podszedł do Chejrona a jego młodsza siostra powlekła się za nim.
- Przepraszam Chejronie, mówiłem jej
żeby nie mieszała się w bójki ale się mnie nie słucha. – zmierzwił włosy
młodszej siostrze i posłał jej karcące spojrzenie.
- To nic Malcolmie, Elizabeth tylko
się broniła.
- Ale i tak powinna przeprosić.-
spojrzał na swoją siostrę wyczekująco.
- Nie przeproszę ponieważ uważam że
nie szczere przeprosiny świadczą o braku szacunku, a ponieważ szanuję Chejrona
nie zamierzam go obrazić kłamstwem rzuconym prosto w oczy.
Centaur delikatnie się uśmiechnął.
- Bardzo dobrze Elizabeth.
Przedstawiam ci twojego nowego nauczyciela szermierki. Oto jest Percy Jackson.
Syn Posejdona uśmiechnął się do niej
przyjaźnie.
- Cześć!
- Cześć- Lizie odwzajemniła uśmiech. Percy już wiedział
że będzie miał z nią kłopoty. Zawadiackie włosy opadające na twarz i zęby
wyszczerzone w łobuzerskim uśmiechu sprawiały że córka Ateny przypominała
bardziej córkę Hermesa. – Myślę że możesz dołączyć do zajęć już teraz.
- Nie powinna odpocząć? Walczyła z trzema synami
Aresa…- Malcolm zapytał.
- Mam przeczucie że to nie ostatnie spotkanie z braćmi
Waters. Musi więc więcej ćwiczyć bo oni na pewno nie będą stać bezczynnie i
czekać aż znowu ich z łatwością pobije.- Chejron odwrócił się do Elizabeth.- dobra
robota moja droga.
- Ustalone. Elizabeth idziesz ze mną.
Percy nie zawiódł się na nowej uczennicy. Podołała
wymaganiom które jej postawił. Pokonała wszystkich ze swojej grupy i Percy
poważnie myślał nad przeniesieniem jej do zaawansowanych. Szedł powoli po
skończonych zajęciach w stronę kantyny.
- Słyszałam o tej nowej- Clarisse nie mogła się
powstrzymać przed powiedzeniem czegoś Percy’emu- wreszcie ktoś skopie ci
tyłek.- obrzydliwie wredny grymas wykrzywił twarz córki Aresa.
- Ktoś wreszcie musi- teatralnie westchnął Percy- na
obozie nie ma już nikogo z kim mógłbym ćwiczyć – rzucił zgryźliwie.
-Jackson- grupowa domku Aresa zasyczała.
- To ty jesteś Clarisse, tak? Jestem ‘’ta nowa’’ i jak
na razie skopałam tyłek tylko twoim trzem braciom, wszystkim na raz.- Lizie
pojawiła się jakby znikąd doskonale naśladując Connora i Travisa Hood.
- Jackson i ‘’ta nowa’’ jeden, Clarisse zero.-
wymruczał syn Posejdona mijając wściekłą La Rue.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz